Który to już raz w życiu pakuję walizki? Który raz
uciekam?
Kolejny raz z tego samego powodu, przez te same,
niebieskie oczy Bartka Kurka. Oczy, które teraz przyglądają mi się z
zaciekawieniem z twarzy mojego syna.
Rzeszów miał być moją metą, okazał się tylko krótkim
przystankiem na drodze. Przystankiem, którego nie chciałam i nie planowałam. Bo
miało tu nie być Bartka.
Kacper ściska w dłoni pluszaka, którego dostał kiedyś od
Ignaczaka, przygląda mi się z uwagą. Mój mały, mądry, cudowny synek. Moja
ostatnia pamiątka po Bartku.
Nie chcę pamiętać, nie chcę przez całe życie wspominać
wspólnych chwil, jego słów, jego dotyku. Nie chcę o nim pamiętać, ale przecież
nie potrafiłam zapomnieć przez trzy lata, kiedy ja byłam w Warszawie, a on
najpierw w Rosji, a potem we Włoszech. Wiem, że nie zapomnę.
Kacper jest śpiący, zmęczony, ale uparcie stoi obok mnie,
próbując pomagać i robiąc tylko większy bałagan. Uśmiecham się do niego
delikatnie, namawiam go do pójścia spać.
Pyta o wujka Igłę, kiedy znowu będzie mógł się pobawić z
nim i jego dziećmi. A ja nie potrafię mu odpowiedzieć, bo przecież Igła nie
wie, że właśnie pakuję walizki i uciekam z Rzeszowa.
Uciekam, bo przecież kocham Bartka, a on w ten swój
pokręcony, niedojrzały sposób, kocha mnie.
Ale ta miłość przyniosła tylko jedną dobrą rzecz, dała mi
syna, Kacperka. A i on wiąże się przecież z cierpieniem.
Uciekam, bo ból tęsknoty wydaje się być łatwiejszy do
zniesienia niż ból nienawistnej miłości mojej i Bartka.
Gdzieś się w tym wszystkim zaplątaliśmy, a może ktoś na
górze zadecydował, że nigdy nam się nie uda. Nie potrafimy się nie kochać, ale
nie potrafimy się nie nienawidzić. Cały paradoks i cały dramat naszej historii
chyba właśnie na tym polega. Na tym poplątaniu miłości i nienawiści, których
nie potrafimy już rozdzielić.
Uciekam.
Jest wcześnie rano, samochód ojca stoi pod blokiem. Znowu
muszę liczyć na pomoc rodziców, znowu wyciągają do mnie dłoń, bez cienia
pretensji. Może nawet się cieszą, że będą mieć wnuka blisko siebie.
Uciekam i wracam tam, gdzie moje miejsce, wracam do
rodzinnego Bełchatowa. Rzeszów miał być metą, był tylko bolesnym przystankiem.
Bełchatów był początkiem. Będzie końcem.
Uciekam. Bez pożegnania, bez ostrzeżenia. Z łzą pod
powieką i drżącymi dłońmi zamykam na klucz mieszkanie, na balkonie wisi wielki
napis ogłaszający chęć sprzedaży. Pod spodem numer telefonu ojca.
Kolejny raz rzucam studia i pewnie już ich nie ukończę,
zajęta Kacprem, zajęta uciekaniem. Bo co, jeśli Bełchatów nie będzie moim
finałem?
Kacper siedzi już w samochodzie, w foteliku, trajkocze
radośnie, nieświadomy tego, jak wielkie zmiany nadchodzą. Opowiada o kolegach z
przedszkola, z którymi przecież już się nie zobaczy. Ranię go, doskonale zdaję
sobie z tego sprawę, a to rani mnie. Ale nie umiem, nie mogę tu zostać. Nie w
Rzeszowie, nie w mieście, w którym jest Bartek.
Wystukuję na telefonie doskonale znany sobie numer.
Odbiera po kilku sygnałach, wyraźnie zaspany.
– Przepraszam, że cię budzę – mówię cicho. Tłumi
ziewnięcie.
– Anika, coś się stało? – pyta. Uśmiecham się smutno.
Ignaczak. Przyjaciel.
– Dzięki za wszystko, Krzysiek. – Głos mi drży, drżą mi
dłonie. Milczy przez moment, słyszę jego oddech w słuchawce telefonu.
– Anika, ty się żegnasz.
Nie pyta, nie musi. Dobrze mnie zna. Może nawet lepiej
niż Bartek.
– Przepraszam, że nie osobiście – dopowiadam.
– Uciekasz.
Tym razem to ja milczę, zamykam oczy, czuję łzy pod
powiekami. Trudno uciec, trudno tak wszystko rzucić, spalić mosty. Który to już
raz wszystko za moimi plecami płonie?
– Uciekam – potwierdzam. – Kiedyś mnie zrozumiesz,
Krzysiek. Mam taką nadzieję.
– Już rozumiem – mówi. – Pozwolisz mi się odwiedzić?
Wezmę dzieciaki, Iwonę, Kacper się ucieszy.
– Jasne.
Znowu milczymy.
– Będę za tobą tęsknić, Krzysiek – mówię nagle,
impulsywnie. Utrudniam sobie to pożegnanie, utrudniam je też Ignaczakowi.
– Ja za tobą też, Anika – odpowiada. W wyobraźni widzę
jego delikatny uśmiech, przyjaciel, przyjaciel, stanął po mojej stronie, kiedy
zostałam sama, w nieznanym mieście, kiedy stałam naprzeciw Bartka i nie
wiedziałam, co zrobić.
– Muszę uciekać. Muszę.
– Bartek wie? - pyta cicho.
– Nie.
Nie dowie się, nie ode mnie. Kończę rozmowę, wyłączam
telefon i wyjmuję z urządzenia kartę SIM.
Jeśli mam uciec, muszę spalić wszystkie mosty. Ignaczak
jest jednym z nich.
Nowy numer telefonu, nowe przedszkole Kacpra, nowy dom,
nowa praca. Nowa fryzura, obcięte krótko włosy. Wszystko jest nowe.
Bartka nie ma w moim życiu, nigdy nie będzie. Tęsknię,
codziennie za nim tęsknię, ale to musiało się tak skończyć. To nie miało prawa
się nam udać. Pod poduszką mam pogniecione zdjęcie, stare, sprzed lat. Z
Bełchatowa, zrobione pod Energią, Bartek w koszulce klubowej, ja
reprezentacyjnej. Rocznica naszego poznania się.
Nie umiem zapomnieć. Nie umiem nie tęsknić.
Ale nie mogę z nim być, nie mogę być w jego okolicy, nie
potrafię. Za bardzo boli. Tęsknota jest łatwiejsza niż nienawiść splątana z
miłością.
Nienawidzimy się z daleka, on z Rzeszowa, ja z
Bełchatowa. Nienawidzimy się i kochamy, nie rozmawiamy, udajemy, że nie
istniejemy.
Kacper coraz rzadziej pyta o Sebka, Domi i wujka Igłę.
Coraz rzadziej tęskni za Rzeszowem. Ja nie przestaję tęsknić za tymi, których
tam zostawiłam. Za tym, co mogłam mieć.
Ale taką podjęłam decyzję, w pełni świadoma konsekwencji.
Zrywając kontakt z Ignaczakiem, zostawiając Bartka bez słowa, z dnia na dzień
rzucając studia i pracę. Wiedziałam, co robię. Czy żałuję? Częściowo.
Jestem Anika Katarzyna Szcześnik. Mam dwadzieścia siedem
lat i czteroletniego syna Kacpra. Kocham człowieka, który kocha mnie. I prawdopodobnie
nigdy więcej go nie zobaczę.
Spaliłam za sobą mosty. Uciekłam.
Najbardziej
nienawidzę jej za to, jak bardzo ją kocham.
Jestem
Bartosz Kamil Kurek. Mam dwadzieścia osiem lat i czteroletniego syna, którego
właściwie nie znam i prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę. Kocham kobietę,
która kocha mnie.
Spieprzyłem
to, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Przeze mnie Aniki nie ma już w
Rzeszowie.
Spaliła za
sobą mosty. Uciekła.
Cudem
zdobyłem jej nowy numer telefonu, do tej pory z niego nie korzystałem. Dzwonię,
w słuchawce cisza i przerywany sygnał.
A potem
doskonale znany, tak często słyszany kiedyś głos.
Nienawidzę
jej. Ale przecież ją kocham.
She's my angel
she's my lover she's my very best friend
I hate her
'cause I love her so I hurt her again
~*~
16.11.2015-10.01.2016
26.11.2015-23.02.2016
Prolog, osiem rozdziałów i epilog. Niby niedużo, niecałe
dwa miesiące pisania. Ale jednocześnie dwa miesiące myślenia o Bartku i Anice
dzień w dzień, pisania notatek na kolanie w metrze i planowania historii w
autobusie do domu.
Prolog, Rycerzyk, który powstał wieki temu, bo 1 grudnia
2012. Tutaj pojawił się praktycznie niezmieniony, mimo że zmienił się mój
bohater. Bo Rycerzyk był pisany z myślą o Zbyszku Bartmanie. Później, kiedy
przyszło mi do głowy, że mogłabym rozwinąć tę historyjkę, pojawił się w planach
Andrzej Wrona.
A potem na Memoriale Ambroziaka zobaczyłam wystawione na
licytację zdjęcie Kurka z dzieckiem, z sesji dla Herosów. I Rycerzykiem został
Bartek.
Skończyłam pisać w nocy, już w niedzielę, kilkanaście
godzin przed tym niesamowitym meczem o trzecie miejsce w Berlinie, przed tym
rollercoasterem z piekła do nieba. A potem się cieszyłam, że wywalenie Bartka z
kadry to tylko wytwór mojej chorej głowy, bo może mecz wygrał nam Kubiak, ale
bez Kurka byłoby ciężko, baardzo ciężko.
Hurt her again, fragment piosenki, którą bezczelnie
zgapiłam od Otfilulu, ale która
wpasowała mi się w ideę tej historii. Hurt her again, tytuł tej historii.
W mojej głowie pojawił się w pewnym momencie roboczy
tytuł Barteczek i tak już zostało, tak mi pasowało do tego Kurka,
niedojrzałego, szczeniackiego, kompletnie nieodpowiedzialnego. Kurek-egoista,
taki miał wyjść. Taki był w mojej głowie.
Ta historia miała być dłuższa, ale w pewnym momencie
zaczęłam się strasznie męczyć z jej pisaniem, więc musiałam powiedzieć sobie
dość, kończymy, robimy papa i lecimy dalej. Nie chciałam przeciągać, walczyć ze
sobą, bo pisanie ma być przede wszystkim przyjemnością.
Nie ma słowa "koniec", bo tak naprawdę historia
Aniki i Bartka się nie kończy. Co było dalej? Czy Anika odebrała telefon, czy
dała Bartkowi kolejną szansę? Nie mam pojęcia. Może odebrała. Może to tylko
automatyczna sekretarka. Życie trwa dalej, oni nadal żyją gdzieś w mojej
głowie, w Waszych głowach.
Dziękuję za każde odwiedzenie bloga, za każdy komentarz,
za sympatię do Bartka i za chęć wytargania go za uszy, za Waszą obecność, Wasze
wsparcie i groźby.
Dziękuję wszystkim anonimowym, wszystkim milczącym i
wszystkim, którzy zostawili po sobie ślad.
Dziękuję Kam, którą znam już z tej blogowej
rzeczywistości od lat, która jest zawsze i od której się zaczęło (Austriacka
Kawa, pamiętam♥)
Dziękuję Otfilulu, jeden z tych niedoścignionych wzorów,
chciałoby się umieć tak pisać.
Dziękuję Hani z Radomia, która od początku chciała
wytargać Kurę za uszy, na co zasługiwał, jakby nie patrzeć.
Dziękuję Annie Kannie, która niesamowicie mnie motywowała
do pisania, pomogła zostać, nie rzucić tego w cholerę. Kolejna genialna, mogę
tylko zazdrościć talentu.
Dziękuję Wam wszystkim: aguśka, volleystory, marysia,
Roksana Podolska, P., volleyheart, Imperfecta, coff, a także każdemu anonimowi, który zostawił po sobie ślad
na tym blogu.
Szczególnie chciałam podziękować jeszcze jednej osobie,
mojej Kasi, która czytała każdy rozdział z wyprzedzeniem, wspierała mnie w
momentach kompletnej pisarskiej blokady, podsuwała pomysły (których i tak nie
wykorzystywałam) i przede wszystkim była i jest. Dziękuję, słońce ♥
Żegnam się z Bartkiem i Aniką, nie żegnam się z Wami.
Tutaj już kończę, ale zaczynam coś nowego. I po tym Bartku od nowa uczę się
pisać.
Deliriously. Michał Kubiak, który oszalał z miłości.
Macham wam radośnie łapką i zapraszam!
Pieczarka, znana też jako Green.
I na koniec, jak to powiedział kiedyś pan Wojciech
Drzyzga: "Zły Bartek to dobry Bartek" ;)
Wiedziałam, że ta historia długo nie potrwa, ale mi też trochę smutno! Tyle nocy z Barteczkiem i Aniką.. Przyzwyczaiłam się. Ale humor poprawia mi wizja kolejnego opowiadania - dzik! żołędzie!
OdpowiedzUsuńBędzie się działo. Standardowo jeśli coś wychodzi spod twojej ręki.. Zawsze się dzieje! Nie koniecznie tak jakbym sobie tego życzyła. Bo.. Wiesz dlaczego!
PS. NIE MA ZA CO. :*
Jest za co, słońce♥
UsuńKocham!
Byłam i czytałam, bo nawet nie wiem czy któryś z rozdziałów skomentowałam, ale znając życie to pewnie nie. Jestem teraz i mam mieszane odczucia. Trochę smutku, trochę radości i bohater, którego nie lubię. Kurek zachował się dziecko - nie dadzą mu, to sobie weźmie bez pozwolenia. Anika i tak długo wytrzymała w Rzeszowie, mając Go obok. Dała Mu szansę, miał ją na wyciągnięcie ręki i spieprzył na swoje własne życzenie. Ale to dobrze, bo Jemu od początku chodziło tylko o Anikę. Kacper był dodatkiem do niej, który musiał akceptować.
OdpowiedzUsuńEpilog hmmm... Jak Ty mogłaś zrobić to Igle? Anika wyjeżdża - ok. Anika odcina się od Igły - nie ok.
Szkoda, że to krotka historia, ale ... skoro Bratek zdobył nowy numer Aniki to może kiedyś w przyszłości wrócisz i stworzysz 2 część, a na Dzika się cieszę.
Pozdrawiam
Drugiej części raczej nie planuję, chociaż nie mówię kategorycznie nie, bo nigdy nie wiadomo, co mi strzeli do głowy;)
UsuńMieszane odczucia? Cieszę się. Tego chciałam:)
Dziękuję serdecznie za obecność, za ten ślad na koniec!
Dopiero tu trafiłam, a już koniec. Przegryw.
OdpowiedzUsuńWiesz, że rano zobaczyłam informację o epilogu i myślałam o tym niemal cały dzień?
A teraz aż płakać się chce, wyjątkowo nie nad fabułą, ale że to już koniec.
Zakończenie genialne. Zostawia nas z pytaniami o to co było, ale i o ich przyszłość.
Kurek mimo swojego wieku wciąż był niedojrzałym gówniarzem. Ale to już nie te pokręcone uczucie do Aniki było najgorsze, ale jego stosunek do własnego dziecka. I jej decyzja w tym wypadku jest w pełni zrozumiała.
Ale Igła... W Rzeszowie poznała prawdziwego przyjaciela i to chyba było najlepsze, co ją spotkało odkąd w jej życiu pojawił się Kurek (poza Kacprem oczywiście). Zastanawiam się czy tak musiało się stać, czy on również musiał być jednym z tych spalonych mostów. Według niej pewnie tak.
Miałam dodać coś jeszcze, ale tradycyjnie zapomniałam.
Dziękuję Ci za te wszystkie rozdziały. Znalazłam w tej historii coś, czego ostatnio brakowało mi również w przeczytanych książkach.
Kocham jak piszesz. Od dłuższego czasu zresztą.
A jeszcze w połączeniu z Kubiakiem... Ojejku! Cieszę się jak dziecko na widok zabawek :D
Pozdrawiam.
Igła gra w jednej drużynie z Bartkiem, chyba utrzymanie z nim kontaktu prędzej czy później znowu zetknęłoby Anikę i Kurka. A Anika tego chciała uniknąć. Spaliła wszystkie mosty.
UsuńDziękuję za komentarz, za tak miłe słowa!
Witaj Green, Dominiko.
OdpowiedzUsuńZaczynam tutaj. Nie wiem, czy to dobrze. Może powinnam zacząć od Twojego nowego, fantastycznego bloga, opowiadania. Od Kubiego. Jednak pojawiam się tutaj.
Wiesz co mnie najbradziej boli? [end] w tytule. Nie wiedziałam, że tak się przywiążę do tej historii. Nie spodziewałam się, że będę w stanie wylać tyle łez - szczęścia i smutku. Jestem szczęśliwa. Jestem tak bardzo szczęśliwa, że trafiłaś do mnie. Chyba przypadkiem. Przypadek! Przypadek, który odmienił moje życie. Twoje opowiadania, które uczą mnie tak bardzo, poruszają. Ręce mi drżą nawet teraz, prawie 24h później. Czy to normalne? Chyba nie. Czy żałuję? Nigdy. Powiem kolejny raz: nie ma takich słów, którymi mogłabym wyrazić swoją wdzięczność i swój podziw. Możesz myśleć, co chcesz, uważać, że przesadzam. Ale nie możesz mi zabronić podziwiać Cię i płakać ilekroć będę czytać każdy rozdział. Bo tak będzie, przecież to wiem.
Takie opowiadania i takie autorki nie zdarzają się często. To jest inny level. Czasem myślę, że to jest za dobre na bloggera.
Nie zapomnę tego bloga. Aniki i Bartka. Nawet Krzyśka. Nie zapomnę nigdy, bo się nie da. Będę wracać, pewnie setki razy. Miliony. Będę polecać wszystkim. Gdy ktoś mnie zapyta: Annie, poleć jakiegoś naprawdę dobrego bloga; ja odpowiem: tylko Greenberry.
Tak będzie.
Co do samego zakończenia. Nie było happy endu. Nie w tej chwili. Jestem jednak naiwną idiotką i wierzę w to, że Bartek ogarnie się za rok, dwa, góra trzy. Przecież kochamy Bartka. Jesteśmy ślepe. Wierzę, że dorośnie. Może jestem głupia, ale tak myślę. Chciałabym. Długo nędę się zastanawiać, co dalej, czy doszli do porozumienia, czy ktoś im pomógł, jak do tego wszystkiego doszło...
Uciekła. Też bym uciekła.Daleko. Udawałabym, że nie istnieję.
Jednak jest niesmak. Nigdy nie odtrąciłabym Krzyśka. Na pewno nie po tym co zrobił. Walczył z Anikę, za nią. Dał jej tak wiele, że nie zasłużył na takie potraktowanie.
Mamy jednak otwarte zakończenie i wierzę też w to, że Anika złamała się, skontaktowała się z Igłą.
Dziękuję Ci. Jeszcze raz. I bardzo dziękuję Ci za wyróżnienie mnie w notce. Nie spodziewałam się, że mogę tu cokolwiek znaczyć.
Pisz dalej, nigdy nie przestawaj. Ja będę czytać zawsze.
Zuziek.
Ps - myślałam, że ten komentarz będzie lepszy. Powinien być.
Nie mogło być happy endu. Co dalej, co się z nimi stało? Nie mam pojęcia. Może to odejście Aniki jakoś wpłynie na Bartka. A może nie, może on już nie potrafi się zmienić. Nie wiem, w mojej głowie zatrzymali się w tym momencie, z końcem epilogu. Chociaż to może fajne, bo każdy może ułożyć sobie dalszy ciąg, każdy może wymyślić zakończenie ich historii. Więc niech będzie, że po jakimś czasie się ogarnął.
UsuńKrzysiek, łącznik z Rzeszowem, łącznik z Bartkiem. Trudno, żebym nie rozumiała własnej bohaterki, więc rozumiem Anikę. Chciała odciąć się od wszystkiego, co mogło znowu zetknąć ją z Bartkiem. Spalić wszystkie mosty. Igła był jednym z nich.
Dziękuję Ci, za obecność, za każdy komentarz i każdy tweet. A w notce pod epilogiem nie mogłoby Ciebie zabraknąć. Dziękuję♥
Z tej całej historii najbardziej szkoda mi Kacperka. Mały niewiele rozumiał z tego co się działo. Bartuś zasłużył sobie na taki koniec. Widocznie ze szczeniactwa się nie wyrasta.
OdpowiedzUsuńHm.. co do zakończenia. Czasami warto zostawić sobie furtkę, a nie wszystko spalić. Anika nigdy nie trafi na takiego przyjaciela jak Krzysiek. Nie oceniam jej, bo chciała oddać się Kacprowi. Jeśli ona by cierpiała będąc w Rzeszowie to i Kacper by cierpiał. Humanistka, nie umiem się wyłowić. Przepraszam to przez dzisiejszą próbę z matmy.
Wspaniały blog i historia. Bartek do końca został takim jakiego sobie wyobrażałam, tego prawdziwego. Nie wiem jak to zrobiłaś xd
Pozdrawiam ☆
Dziękuję za wyróżnienie ♡
Kacper i Igła - dwóch kompletnie niewinnych i jednoznacznie pozytywnych bohaterów. I obaj ucierpieli, a byli kompletnie bez winy.
UsuńCieszę się, że udało mi się utrzymać charakter Bartka, że go nie zepsułam po drodze.
Dziękuję za obecność:)
Grin. Zaskoczyłaś mnie tym, że to już koniec. Ale może właśnie tak to wszystko miało się potoczyć?
OdpowiedzUsuńWrócę z rozbudowanym komentarzem później, obiecuję.
Więc na początku dziękuję za dziękuję. I przepraszam, że przyszłam tutaj tak późno, niestety ostatnio miałam trochę spraw na głowie. Ale już jestem. I nadal nie wierzę, że to już koniec.
UsuńNie wiem, co powiedzieć, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony całkowicie rozumiem decyzję Anniki, chęć odcięcia się od Kurka, ponowną próbę zapominania. Pytanie tylko, jak długo można uciekać, żyć w strachu, że "hej, a co jeśli przyjedzie tutaj na mecz i przypadkiem wpadniemy na siebie na mieście?". Nie ma tej gwarancji, że już nigdy go nie spotka. Z drugiej strony nie wiem, co bym mogła jej zaproponować. Spróbować, spróbowała, nic dobrego z tego nie wyszło. Kurek się nie sprawdził, przynajmniej nie jako ojciec, filar rodziny. Annika jest w takim punkcie swojego życia, że musi mieć tę świadomość, że może zostawić swojemu partnerowi dziecko, że on się nim zajmie, gdy jej coś wypadnie itp. Przede wszystkim potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Bartek jej tego nie dał. Bartek chciał tylko mieć ją w swoim życiu, a dziecko? Skoro już jest, niech będzie. Zaakceptował je, ale chyba nigdy nie poczuł się ojcem, nie poczuł, że Kacperek to jego syn. W tym tkwił problemem. Annika nie jest już tą jego Anniką sprzed lat, życie ją zmieniło, macierzyństwo ją zmieniło, zmieniły się jej priorytety. Bartek może próbować walczyć z Kacperkiem o pierwsze miejsce w życiu Anniki, ale przegrywa już na starcie. Takie są matki. A przynajmniej większość matek. Nie chcę zarzucać Kurkowi, że jest egoistą, że niczego się nie nauczył, że wciąż jest tym samym dupkiem. Bo nie jest tak do końca. Na pewno się zmienił. Ale niewystarczająco, nie tak, jak oczekuje Annika. Tylko, czy można narzucić potencjalnemu partnerowi to, kim ma być? Owszem, może żądać, by uznał Kacpra za syna, by płacił alimenty, może nawet, by czasami się z nim widywał. Ale nie może zmusić go do miłości do chłopczyka, tak jak nie może mówić mu, by był taki a taki. A przynajmniej nie do końca.
Lubię zakończenia otwarte. Bo przecież to nie jest tak, że w życiu mamy tylko jedną ścieżkę, którą podążamy do końca. Mamy wybór, mamy inne ścieżki, mamy skrzyżowania. Wiadomo, część zależy od warunków, od tego, co jest wokół, ale jednak większość leży w naszych rękach. Kiedy ja, jako czytelnik dostaję jedno zakończenie rzadko akceptuje je i nie analizuje, co by było gdyby. W przypadku zakończeń otwartych lubię myśleć. Kto wie, może Bartka ta ostatnia historia czegoś nauczyła. Może wsiadł w samochód i pojechał szukać Anniki. Może ją znalazł, przeprosił, może na nowo zdobył jej zaufanie. Może pokochał syna najpiękniejszym rodzajem miłości. A może ich drogi faktycznie się rozeszły. Może Annika znalazła sobie kogoś nowego, kto dał jej stabilizacje i ciepło, kogo pokochała - może nie tak mocno jak Bartka, ale szczerze. Może jest szczęśliwa. Może ciągle wątpi. A może nastąpił koniec świata i wszyscy poumierali. Kto wie? W pisaniu, w tworzeniu historii piękne jest to, że ilość możliwości pociągnięcia dalej historii jest ograniczona tylko i wyłącznie przez naszą wyobraźnię.
Jej, jak się rozpisałam. Ale zasługujesz na to, by Cię dużo czytać i dużo Ci o tym pisać. Nawet jeśli część komentarza to moje dygresje. Ale to fajne, jak opowiadanie zmusza do myślenia.
Co jeszcze? Wiesz, że kocham. Twoich opowiadań nie da się nie kochać. Nie, gdy są tak pięknie i perfekcyjnie napisane. Gdy wszystko do siebie pasuje, gdy nie ma żadnych zgrzytów na tej technicznej płaszczyźnie. Gdy nigdy nie potrafisz przewidzieć, co się stanie, gdy boisz się, że znowu ta Grin kogoś uśmierci. Jesteś geniuszem. I biję Ci pokłony.
Dziękuję za tą historię, Serduszko. I powodzenia przy Kubiaku.
Ściskam.
Kam♥
UsuńPrzede wszystkim to ja dziękuję. Za obecność, za każdy komentarz, za to, że znam Cię tyle lat♥
Czy do siebie wrócili? Co było dalej z Bartkiem i Aniką?
Nie wiem. Niech żyją w Twojej głowie, w mojej głowie, w każdej w inny sposób. O to mi chodziło, o tę mnogość możliwości. Cieszę się, że wyszło ;)
I hej, tym razem nikogo nie zabiłam! A to już sukces :D
Kocham♥
Bez zbędnego kadzenia: jedno z najlepszych opowiadań jakie dane mi było przeczytać. Nieprzesłodzone i żywe, tak blisko prawdziwego życia jak tylko można. Wspaniale było móc czytać każdy kolejny rozdział zastanawiając się co będzie dalej, bo nic do końca przewidywalne nie było. Kolejny niesamowity plus Rycerzyka, ciągłe utrzymywanie fabuły na rozdrożu, uda się im czy nie? Wrócą do siebie? Bartek podoła nowej roli? Sprawdzi się?
OdpowiedzUsuńNic z tego. Skrzywdził ją znów.
Mi takie zakończenie bardzo odpowiada. Bo chociaż trudno zaprzeczyć, że Kurek ostatecznie zawiódł, skrewił na całej linii to jak go napisałaś na pewno nie jest jednowymiarowe. W nim jest coś dobrego, po prostu nie dał rady, przegrał z własnym egoizmem. I może strachem. Ludzkie niestety.Fajnie wierzyć, że miłość wystarcza, że zastępuje wszystko. Niekoniecznie i nie zawsze. I to jest boleśnie prawdziwe przesłanie Twojej historii.
Od samego początku zastanawiałam się jak sobie ułożysz fabułę wokół znajomego cytatu. Dla mnie otworzyłaś kolejne jego dno. I hate her cause I love her, so I hurt her again -> Kocham, więc należy mi się Twoje poświęcenie. A skoro nie chcesz, będziesz cierpieć. Bo ja nie mam takiego zamiaru.
Dziękuję zatem, za prawdę i słabość, zarówno Bartka jak i Aniki, za świetne dialogi i namacalnych bohaterów, i za tą jedną scenę, gdy uświadomiłaś mi, że ojciec może być najbardziej obcą osobą w życiu. Dziękuję i pozdrawiam.
Dziękuję, przede wszystkim dziękuję. Za nieprzesłodzone, za bliskie prawdziwego życia, za nieprzewidywalne.
UsuńDziękuję za to kolejne dno tego motywu przewodniego, który przecież od Ciebie zgapiłam.
Mogę tylko cieszyć się, że się udało. Że nie zepsułam, chociaż pomysł to było trochę porywanie się z motyką na słońce. Ale ja chyba to lubię.
Jeszcze raz dziękuję
Dzień dobry. Jestem i ja. I zbieram szczękę z podłogi. Dziękuję za każdy wkurw na Bartka, za każdą łzę Aniki, za opowiadanie. Nie wiem co napisać, to jest po prostu zbyt dobre. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńUwielbiam.
Dwie linijki, a teraz ja zbieram szczękę z podłogi. To ja dziękuję.
Usuń