Opowiadanie fanfiction, tylko wytwór mojej chorej wyobraźni.
Nie ma na celu urażenie kogokolwiek.
Ostrzegam, występują wulgaryzmy

piątek, 12 lutego 2016

[08] I hate her cause I love her so I hurt her again

Kiedy się obudziła Bartek już nie spał, leżał obok niej, podpierając głowę o rękę, przyglądając jej się z lekkim uśmiechem na twarzy.
– Dzień dobry – mruknął. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– Dzień dobry. Kacper śpi? – spytała.
– Chyba tak.
Zmarszczyła brwi, patrząc na siatkarza.
– Chyba? – powtórzyła. Usiadła na łóżku, zasłaniając się cienką kołdrą, nasłuchując odgłosów dochodzących z pokoju syna.
– Jesteś przewrażliwiona i nadopiekuńcza – parsknął Kurek. – Wracaj do mnie. Natychmiast.
Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął lekko w swoją stronę. Potrząsnęła głową, wzdychając cicho.
– Zajrzę do niego – mruknęła. – Gdzie moje ciuchy?
Uśmiechnął się, przekrzywiając nieco głowę, siadając obok niej. Pogładził delikatnie miękką skórę na jej nagich plecach, przesuwając palcami wzdłuż linii kręgosłupa.
– Jesteś piękna, Anika – szepnął. – Kocham cię, wiesz?
– Wiem, Bartuś – odparła, rozglądając się za swoimi ubraniami. – Ale muszę sprawdzić, co u Kacpra.
Westchnął cicho, sięgnął za łóżko i rzucił w jej stronę swoją koszulkę, którą poprzedniego wieczora z niego zdjęła. Założyła ją na siebie i zniknęła za drzwiami sypialni, niemal bezszelestnie stawiając bose stopy na panelach.
Opadł na plecy i wbił wzrok w sufit, uśmiechając się lekko do własnych myśli. Miał to, czego chciał, o co walczył. Nareszcie odzyskał Anikę, stracone zaufanie, nareszcie z nią był. Znowu miał prawo do jej ust, spojrzeń, dotyku, chłodnej skóry i gorącego oddechu.
Nie żałował już bójki po alkoholu, nie żałował braku powołania do kadry i zawieszenia w klubie, bo odzyskanie Aniki wynagrodziło mu to wszystko. A przecież to wtedy zrozumiał, upewnił się w przekonaniu, że go kochała. Wtedy, w szpitalu, kiedy była wściekła, ale też przerażona, kiedy chciała mu przyłożyć, a potem delikatnie pogłaskać rany. Może cały czas go nienawidziła. Ale przecież też go kochała.
Wiedział, że zawiódł trenera, kolegów z drużyny, zawiódł kibiców, bo miał poprowadzić reprezentację do zwycięstwa w turnieju w Berlinie. Wybrał inną drogę, niekoniecznie świadomie. W jakiś sposób wybrał Anikę, bo wybrał tę szczeniacką walkę o nią. Szczeniacką, ale przecież zwycięską.
Pojawiła się znowu w progu pokoju, opierając o framugę drzwi, odgarnęła jasne włosy z twarzy. Wyglądała jak anioł, zwyczajny, bo bez skrzydeł, ale była piękna, mimo wszystkich niedoskonałości swojego ciała dla niego była idealna. Bo nareszcie ją miał.
Usiadł na łóżku, uśmiechając się, przekrzywiając nieco głowę.
– Śpi jeszcze – powiedziała półgłosem.
– To chodź do mnie – odparł, unosząc lekko brwi. Zaśmiała się cicho, pokręciła głową, jasne włosy znowu opadły na twarz.
– Mały niedługo wstanie, muszę mu wymyślić jakieś śniadanie – mruknęła. – I nam. Zrobię kawę.
Wycofała się, zniknęła za drzwiami. Westchnął cicho.
Nagle uświadomił sobie, że przecież nigdy już nie będzie tak, jak było w Bełchatowie, bo tam nie było Kacpra. Tam było łatwiej, bo nie było trzylatka, którym trzeba się zająć, na którego trzeba uważać. Tam Anika była tylko jego. Tu, w Rzeszowie, musiał się nią dzielić z dzieckiem, ich dzieckiem. I wcale nie chciał się dzielić.

Telefon zawibrował w kieszeni jej dżinsów. Podniosła się z podłogi, odruchowo głaszcząc po głowie bawiącego się na dywanie Kacpra i spojrzała na Kurka przyglądającego się jej z kanapy.
– Bartek, zerknij na niego – poprosiła, wychodząc z pokoju.
Odebrała, nie zerkając nawet na wyświetlacz.
– Słucham? – rzuciła.
– Anika, skarbie... przyjedź do domu. – Głos ojca, chwiejny, rozedrgany. Zadrżała.
– Co się stało? – spytała cicho.
– Mama jest w szpitalu, coś z sercem... robią jej badania... Anuś, przyjedź, proszę.
– Będę najszybciej jak się da – obiecała. Zakończone połączenie. Serce biło jej zdecydowanie zbyt szybko.
Oparła się plecami o ścianę, przymknęła powieki, oddychając ciężko, jak po przebiegnięciu maratonu. Strach ogarniał każdą komórkę jej ciała, wypełniał szczelnie jej umysł. Bartek stanął w progu pokoju, przyglądając jej się z uwagą.
– Anika, co się stało? – spytał. Otworzyła oczy, spojrzała na niego.
– Mój samochód stoi pod blokiem, prawda? – rzuciła cicho. Uniósł brwi, nie rozumiejąc, o co jej chodziło.
– Chyba... chyba tak, ale... ANIKA! – wrzasnął, kiedy ona drżącymi dłońmi zaczęła upychać dokumenty w kieszeniach spodni. Zatrzymała się, zamarła, spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
– Co ty, do cholery, robisz? – zapytał. – Co się stało?
– Mama jest w szpitalu – wyszeptała. – Muszę jechać do domu, do Bełchatowa.
Pokręcił głową, podszedł do niej, chwycił mocno za ramiona.
– Nigdzie nie pojedziesz w takim stanie, Anika – powiedział ostro. – Jadę z tobą, Kacpra podrzucimy Ignaczakom...
– Nie – przerwała mu. – Pojadę sama, dam radę. Muszę tam być. A ty... raczej nie chcesz się spotykać z moimi rodzicami po tym... po tym wszystkim. Zostań z Kacprem.
Odwrócił się, spoglądając na chłopca nadal bawiącego się na dywanie. Powoli, nie do końca świadomie, pokiwał głową.
– Jeśli chcesz ze mną być, Bartek, to musisz nauczyć się być z małym – mruknęła. Zdjęła z wieszaka kurtkę i narzuciła ją na siebie.
– Anika, ale...
– Dzwoń, jakby coś się działo.
Trzasnęła drzwiami, zbiegła po schodach.
Został sam z Kacprem i nie miał pojęcia, co zrobić.

Nie zdążyła przejechać nawet pięćdziesięciu kilometrów, kiedy telefon, rzucony na siedzenie pasażera, zaczął dzwonić, uparcie wygrywając irytującą, fabryczną melodyjkę. Znowu telefon ojca. Zjechała na pobocze, odebrała, usiłując powstrzymać drżenie dłoni.
– Tak?
– Anuś, przepraszam cię strasznie, z mamą już wszystko w porządku.
Ulga, niemożliwa do opisania. Oparła czoło o kierownicę, oddychając głęboko.
– W porządku? - powtórzyła cicho.
– Tak, właśnie zbieramy się do domu – odparł ojciec. – Mama miała bóle w klatce piersiowej, baliśmy się, że to zawał, szczególnie że wiesz, w rodzinie mamy były problemy z sercem. Wezwaliśmy karetkę, zabrali ją do szpitala, ale po badaniach okazało się, że to tylko nerwobóle. Dostała jakieś leki, ale wszystko jest w porządku.
– Chryste... – jęknęła.
– Przepraszam, Anuś, że cię tak nastraszyłem, ale...
– Ale sam się bałeś – dokończyła za ojca. – Nie przepraszaj, przestań, tato.
– Jesteś z Kacprem? – spytał. Zawahała się, przygryzła wargi.
– Jestem w drodze do Bełchatowa – odparła. – Mały... mały został pod dobrą opieką.
– Wracaj do domu, do synka, Anika – usłyszała w słuchawce. – Nie martw się. I przepraszam, że narobiłem takiego zamieszania.
Westchnęła cicho.
– Na razie, tato. Trzymaj się.
– Trzymaj się, córciu.
Zakończone połączenie, lekko ośnieżona droga przed nią, taka sama za jej plecami. Mogła się wycofać, mogła jechać naprzód, jak w życiu. Mogła próbować być z Bartkiem, wracać do tego, co mieli w Bełchatowie albo tworzyć coś nowego w Rzeszowie. Mogła też od niego znowu uciec, starając sie chronić siebie i Kacpra przed bólem, przed ranami, przed kolejnym odrzuceniem. Mogła iść naprzód, mogła się cofać. Mogła wszystko.
Zastanawiała się, czy robiła dobrze, dając jeszcze jedną szansę Kurkowi. Przez głowę przemknęła jej myśl, że Bartek właśnie zdawał egzamin z ojcostwa. I po powrocie do Rzeszowa miała wystawić mu ocenę.

Zaniepokoiły ją ciemne okna w jej własnym mieszkaniu. Zamknęła samochód i pobiegła do domu, przeskakując po dwa stopnie na klatce schodowej. Drzwi były zamknięte. Wygrzebała w kieszeni klucze i weszła do przedpokoju, rozglądając się nerwowo.
– Bartek? – rzuciła niepewnie. Odpowiedziała jej cisza. Zapaliła światło w przedpokoju.
Na lustrze wisiała żółta, samoprzylepna karteczka, odręczne pismo, znajome.
Jestem u siebie, Kacper u Igły. B.
Zacisnęła dłonie w pięści, ze złością rzuciła klucze na szafkę. Telefon zadzwonił w kieszeni spodni.
– Anika, Kacper jest u mnie. – Ignaczak nie czekał na jakiekolwiek przywitanie. – Odstawił go tu Bartek, ubranego zresztą jakby był maj, nie grudzień, w jakiejś cienkiej kurtce i trampkach, nie wiem, skąd on wytrzasnął dla niego te ciuchy.
– Krzysiek... – jęknęła. – Dlaczego? Dlaczego on jest u was, nie z nim?
Oparła czoło o zimną taflę lustra, zamykając oczy. Czuła łzy pod powiekami.
Znowu ją zawiódł, znowu nie zdał egzaminu.
– Właściwie to zostawił go na wycieraczce. – Głos Ignaczaka wyraźnie drżał od tłumionego gniewu. – Szczeniak zadzwonił do drzwi, powiedział Iwonie, że nie umie zajmować się dziećmi, wepchnął małego do środka i zniknął. Anika, kurwa mać, jeśli się zastanawiałaś, czy on się nadaje na ojca, to teraz masz chyba odpowiedź. Ostrzegałem cię.
– Wiem – szepnęła. – Wiem, Krzysiek. Przepraszam. Możesz... możesz jeszcze przez jakiś czas zająć się Kacprem? Muszę wyjaśnić jedną rzecz.
– Wyślę ci esemesem jego adres – odparł siatkarz.
Rozłączyła się bez słowa. Drżała, łzy płynęły po jej policzkach.
Cios prosto w brzuch, niespodziewany, nagły i mocny.
Zawiódł, na całej linii. Po raz kolejny.

Dzwonek do drzwi, natarczywe pukanie, coraz głośniejsze, uderzenia pięścią. Niechętnie podniósł się z kanapy, odstawiając szklankę z whisky na stolik.
Czekał na telefon od Aniki, jakąkolwiek wiadomość, czy dojechała do Bełchatowa, kiedy wróci, co właściwie się wydarzyło.
Stała w drzwiach, w niezapiętej kurtce, z płatkami śniegu wciąż widocznymi na jej jasnych włosach.
– Anika?
Wpatrywała się w niego, patrzyła mu prosto w oczy, z zimną wściekłością.
– Nienawidzę cię – wycedziła. – Jak mogłeś, kurwa mać, podrzucić Kacpra do Igły? Jak mogłeś?
Zamachnęła się, chcąc uderzyć go w policzek, odruchowo złapał ją za nadgarstek.
– Anika, uspokój się, cholera jasna – syknął. Pociągnął ją w swoją stronę, wciągając do mieszkania i zamykając za nią drzwi.
– Mam się uspokoić? – spytała cicho– - Więc sobie wyobraź, że jestem spokojna. Jestem spokojna, bo mam odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. I teraz wiem, że Krzysiek miał rację. Nie nadajesz się na ojca, nie nadajesz się na partnera. Jesteś gówniarzem, Bartek. I nigdy nie dorośniesz.
– Krzysiek, znowu Krzysiek – prychnął. – Naprawdę, chyba Iwona powinna lepiej go pilnować, wyraźnie się polubiliście, co?
Tym razem nie zdążył zareagować, policzek zapiekł ostrym bólem. Miała łzy w oczach, ale patrzyła na niego twardo.
– Zapomnij o mnie – powiedziała zimno. – Że kiedykolwiek istniałam. Dzisiaj pogrzebałeś wszystkie swoje szanse.
Zacisnął jej dłonie na ramionach, popchnął na drzwi.
– Kocham cię, Anika – warknął.  – A ty kochasz mnie.
Pocałował ją, nagle, przyciskając całym swoim ciałem do drzwi za jej plecami, przesuwając dłonie na kark, gładząc palcami zaczerwieniony od mrozu policzek.
Odpowiedziała na pocałunek, w pierwszym momencie chciała znowu pozwolić mu wrócić, znowu dać mu wszystko, czego tylko chciał. A potem przypomniała sobie kartkę na lustrze, rozmowę z Ignaczakiem, przypomniała sobie, dlaczego tu przyjechała, co zrobił.
Odwróciła głowę, odepchnęła go. Oddychał głęboko, patrząc na nią z góry, przekrzywiając lekko głowę.
– Kochasz mnie – powtórzył.
– Kocham – potwierdziła cicho. – Ale bardziej cię nienawidzę.
Jasne włosy, trzaśnięcie drzwiami, cisza. Spieprzył.
Wszystko spieprzył.

Kacper spał w pokoju syna Ignaczaków, przyciskając do siebie starego pluszaka Dominiki. Obserwowała go, stojąc w progu, na przemian zaciskając i rozluźniając pięści.
– Anika? – Cichy, niepewny głos siatkarza za plecami. Odwróciła się, mrugając zawzięcie, próbując pozbyć się łez.
– Wiem, że płaczesz.
Uśmiechnęła się blado.
– Dzięki, że się nim zajęliście – szepnęła.
– Nie ma o czym mówić. Anika, ja...
– To koniec – urwała. – Z Bartkiem to koniec, Krzysiek. I wiem, że on mnie kocha, a ja kocham jego. Ale on nie nadaje się na ojca, a ja teraz chyba bardziej go nienawidzę.
Zamilkła, spojrzała z powrotem na syna.
Na moment zapomniała, że to on powinien być jej priorytetem, zapomniała, jaki jest Kurek. Skupiła się na tym, czego chciała sama.
A w tamtym momencie, stojąc w domu Ignaczaka, patrząc na śpiącego chłopca, obiecywała sobie w myślach, że nigdy więcej o tym nie zapomni.
Kochała Kurka, a Kurek kochał ją. Ale bardziej się nienawidzili, niż kochali.
Nadszedł czas  palenia mostów.

~*~
Ależ ja to spieprzyłam.
Brawo Kurek, gdyby mu za bardzo koledzy z Resovii nie przeszkadzali, toby sam wygrywał wszystkie mecze. Zdolniacha.
Edit: jak ktoś nie widział, nie czytał, to zachęcam: Mateusz Bieniek dla echodnia
Przy jego hobby popłakałam się ze śmiechu

16 komentarzy:

  1. God.
    Hurt her again.
    No tak.
    Czego ja się spodziewałam? Happy endu? Że Anika i Bartek będą żyć długo i szczęśliwie, z Kacprem i gromadką dzieci? Dlaczego ja jestem aż tak głupia i naiwna?
    Przecież sama o tym pisałam, do cholery. Pisałam, że Bartek chce Anikę, ale Kacprę już nie. Przecież ostatnio napisałam, że kocha Anikę, ale bez dziecka. Skoro to wszystko wiedziałam to dlaczego nie przyjęłam tego do wiadomości i nie uwierzyłam samej sobie? Czy mnie też Bartek omotał czułymi słówkami? Czy uwiódł mnie jak Anikę, a ja dałam się podejść jak dziecko?

    Ten komentarz nie będzie ładny, składny, fajny, tylko emocjonalny. Dzisiaj nie będę czekała godziny na to aż wszelkie emocje u mnie opadną.
    Nie.

    Bartek, cholera, kurwa, jak mogłeś? Jak mogłeś spierdolić? Jak mogłeś spierdolić w TAKI sposób?
    Fuck, fuck, fuck.
    Ty głupi, pojebany gówniarzu. Byłeś tak blisko, tak zajebiście blisko. Wystarczyło tylko zachować się jak człowiek. Tylko tyle i aż. Bartek, to przecież jest Twoje dziecko. A może było. Nie wiem. Co on sobie myślał? Czego on cholera oczekiwał? Myślał, że Anika zostawi u Krzyśka Kacpra na zawsze? Przecież on nie zniknie! To straszne, naprawdę. Bartek jest straszny. To jego dziecko, jego synek. Mały, kruchy. Pewnie wyrośnie, będzie do niego podobny. Będzie chciał grać w siatkówkę. I zapyta: mamo, co z tatą, gdzie on jest?
    Co Anika mu odpowie? Że Bartek go nie chciał, chciał się z nią pieprzyć, ale tylko wtedy, gdy dziecka nie będzie?

    Faktycznie, rycerzyk w plastikowej zbroi. Aż się płakać chce nad nim. Ja mu współczuje, że taki jest. Może próbował, może za mało, ale co jeśli bardziej nie potrafił? To okropne.

    Zostawił go na wycieraczce. Jak psa. Jak podrzutka. Jak zepsuty telewizor, którego nikt już nie chce, a akurat tego dnia zbierane są odpady wielkogabarytowe. Tak jakby to nie było jego dziecko. Jakby to nie był w połowie on. Tylko jakiś obcy nie-dzieciak.
    Bartek, dlaczego to zrobiłeś?

    Anika powinna odizolować się, uciec od potwora. Dostał taką szansę - spierdolił.

    Boże.

    Przecież i tak go kochamy.

    Za 20 lat będzie żałował... mam taką nadzieję. Musi żałować, bo jeśli nie będzie to wtedy mu nie wybaczę.

    Co ty zrobiłeś?

    Co ty zrobiłaś, Greenberry?


    Z innej beczki, a może z tej samej.
    To opowiadanie jest wielkie. Cudowne, najważniejsze w moim życiu. Nie było takiego opowiadania przez ten rok, gdy czytam i piszę, które tak by na mnie działało. Nie było takiej autorki, która tak oczarowałaby mnie jednym tekstem. Akapitem. Zdaniem. Wszystkim. Osiem rozdziałów. Tak pięknych, które będę czytała przez wiele lat.
    Ten rozdział przeczytam pewnie dzisiaj w nocy jeszcze raz, gdy będę mieć atak paniki. Jutro pewnie też, gdy nie będę umiała napisać swojej dziesiątki. W poniedziałek rano, gdy nie będę miała tyle sił, żeby wstać z łóżka.
    Przeczytam go jeszcze dziesięć razy, jak każdy poprzedni.

    I będę wracać. Cały czas, bez przerwy. Będę. Nie dlatego, że chcę. Dlatego, że muszę. Z potrzeby serca.

    Jesteś naprawdę cudowną osobą. Nie znam Cię przecież zbyt dobrze, ale tak właśnie uważam. Tak wrażliwa i to pewnie Cię zabija, co? Tak jak mnie, od paru długich lat, raz mniej, raz więcej.

    Tak bardzo się czasem wstydzę, gdy zapraszam Cię do siebie. Bo co ja reprezentuje? Co reprezentuje w porównaniu z Tobą?

    Dziękuję Ci.

    Zuzek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję, przede wszystkim dziękuję. Za ten komentarz, za każdy komentarz, za obecność tutaj, za twittera... Dziękuję.
      Wczoraj coś mi krążyło po głowie, żeby rzucić to w cholerę. Żeby nawet nie opublikować do końca Bartka, który od miesiąca leży w wordzie, kompletny, zamknięty. Bo przestałam widzieć sens w pisaniu. Dzięki Tobie znów go widzę, dzięki Tobie znowu chce mi się pisać, walczyć z samą sobą, bo jest ktoś, kto to czyta, kto uważa to za dobre. Dziękuję.

      Bartek, och Bartek. Miał szansę i ją spaprał, wszystko spaprał, dla własnej wygody. Bo nie umie zajmować się dziećmi, bo nie chce się dzielić, bo Kacpra nigdy nie było w jego planach. Dostał szansę i zepsuł wszystko.
      I teraz tkwi mi to w głowie, to pytanie, co kiedyś powie Kacper, co powie mu Anika. Gdzie tata? Dlaczego zostawił mnie na wycieraczce?
      Bartek, och Bartek.

      Usuń
  2. rozdział genialny jak wszystkie poprzednie! oby się częściej pojawiały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiele więcej nie będzie, epilog i do widzenia;)
      ale cieszę się, że się podoba:)

      Usuń
  3. Wczoraj zabierałam sie za komentowanie 7, ale wrzuciłaś 8, więc skomentuję 8. I kurde, miałam tam napisać "no to teraz tylko czekać, aż wszystko się spieprzy". Brawo ja. Tego się można było spodizewać, bo to taki dzieciak, cholerny dzieciak, Jezu... Ej, ale ja bym chciała jeszcze jakiś rozdział z jego perspektywy. Zrobił tak, bo co? Gnojku, "bo ją kocham" to gówno, nie argument. Wow, ale się wkurzyłam.
    No, w sumie chyba chciałabym, żeby to się jakoś jeszcze rozwinęło.
    I kurczę, liczę na happy end.
    To znaczy, absolutnie nie tej dwójki razem. le liczę na to, że może Anika pokocha kogoś innego, i będzie miała normalne życie, spokój, i że juz nie będzie musiała przed niczym uciekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwinąć się nie rozwinie, w pewnym momencie odcięło mi prąd i trzeba było szybko kończyć, żeby całkiem nie porzucić tego opowiadania.
      I musiało się spieprzyć, to oczywiste. Bo Bartek to dzieciak. I napisałam to ja. Czy ktoś po mnie oczekuje happy endów?;D

      Usuń
  4. kurek jest irytujący w chuj. znaczy w sumie to chyba dobrze, że nie przechodzi nagle takich wielkich przemian, bo mam wrażenie, iż to odebrałoby jego postaci pewną wiarygodność - on się nigdy nie malował jako szczególnie dojrzały bohater, mimo iż minęło kilka lat. potwierdza się po prostu pewne trwające już od jakiegoś czasu przypuszczenie. co z tego, boli i tak.
    nie lubię tak jednoznacznie oceniać ludzi, bo oni nie są czarno-biali i nikt się nie rodzi do końca zły czy dobry (albo przynajmniej lubię myśleć, że tak jest), ale jego niedojrzałość i nieodpowiedzialność mnie drażni. a jeszcze bardziej drażni mnie to, jaki jest obojętny wobec kacpra. nie potrafię sobie wyobrazić, żeby przy takim podejściu mógł odzyskać anikę. i, szczerze? moim zdaniem ona zasługuje na więcej.
    czytałam w sumie tak z doskoku, ale uznałam, że wypadałoby chociaż zostawić po sobie ślad. to zostawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że drażni. miał drażnić, miał być chujem, miał nie zasługiwać na Anikę i Kacpra
      cieszę się, że zostawiasz po sobie ślad:) dziękuję

      Usuń
  5. Zabierałam się za to i trochę czasu mi zajęło. Odzwyczaiłam już się od czytania historii siatkarskich. A teraz żałuję...że tak długo mi to zajęło.
    Historia trudna, bardzo. I wydaje się prawdziwa i wiarygodna, co też jest dużym plusem. A Kuraś... chwilami miałam ochotę walnąć go tak, żeby bolało o wiele bardziej, niż kiedy wdał się w tę nieszczęsną bójkę. A podobno dojrzał i zmądrzał. Nie widać. Co mu da powtarzanie jak bardzo ją kocha, skoro wciąż jest chujem i nie potrafi w dodatku pokochać własnego syna, ba - nawet pogodzić się z myślą, że dziecko posiada. Denerwuje, bardzo. Ale z drugiej strony takie postacie są o wiele ciekawsze i bardziej realne od tych "idealnych" bohaterów.
    Ogólnie - jest świetnie, co zaskoczeniem akurat nie jest :)
    Jestem pod wrażeniem i na pewno zostanę do końca.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że trudna. Że prawdziwa. Że miałaś ochotę walnąć Kurka.
      Tego chciałam, to próbowałam zrobić, przekazać. Jeśli ktoś to w ten sposób odbiera, jeśli mi o tym pisze, mam wielki uśmiech na twarzy i cieszę się niezmiernie:)
      Dziękuję bardzo :)

      Usuń
  6. Bartek jako chłopak był spoko. Bartek jako partner dojrzałej kobiety, która ma dziecko już spoko nie jest. Chyba nie potrafi zrozumieć, że nie może konkurować z Kacprem o Annikę, bo - co by nie zrobił - i tak przegrywa. Annika jest jak lwica broniących młodych, na pierwszym miejscu zawsze postawi Kacpra, dopiero za nim jest miejsce dla reszty świata, w tym dla Bartka Kurka. Chłop musi się pogodzić, że Annika nie ma już tych dwudziestu lat, że zmieniły się jej priorytety. Że jest kimś więcej niż jego dziewczyną. Bo przede wszystkim jest matką i ja nie wiem, czy on oczekuje, że ona o tym zapomni? Że dla niego odepchnie Kacpra? Boże, Kurek to taki egoista. Przez chwilę myślałam, że po tym telefonie ojca Anniki i prośbie, by zaopiekował się dzieckiem trzaśnie drzwiami i zostawi Annikę samą sobie. Cóż, jednak tak nie zrobił, zaopiekował się synem ile? Pół godziny?
    Jak bardzo lubię szczęśliwe zakończenia, tutaj, dla nich go nie widzę. Nie wiem, co musi się stać, by Bartek się zmienił, a przede wszystkim zaakceptował fakt, że Annika się zmieniła i że zmieniło się jej życie. Ich relacja jest trochę toksyczna, więc nie wiem, czy Annika powinna ryzykować. MA do stracenia bardzo wiele.
    Ejka, Grin, wspaniały rozdział! Czytałam go z zapartym tchem i wiedz, że uwielbiam, jak bohaterowie wzbudzają w czytelniku emocje. A BArtosz to robi po mistrzowsku!
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bartek jest fajny, póki się od niego nie wymaga. Póki nie ma odpowiedzialności i on może robić za dziecko. Bo jak pojawia się prawdziwy dzieciak, JEGO dzieciak, to mamy problem, bo on nie chce, nie umie, bo się boi. Kurek nie dojrzał i pewnie nigdy nie dojrzeje. Anika za to dojrzała za bardzo, bo dostała od życia (i Bartka) konkretnie po tyłku. I nie miała wyjścia, bo pojawił się Kacper.
      Czy Anika będzie ryzykować? Chce palić mosty. Tylko czy jej się uda całkowicie odciąć od Bartka, skoro jego kopię ma przy sobie przez cały czas.
      Kocham, Serduszko♥

      Usuń
  7. Anika, chomiczku mój śliczniusi, wreszcie przejrzałaś na oczka, brawo Ty :3
    A tak na serio, to Green, motasz, gmatwasz i jest pięknie.
    Choć osobiście zjebałabym Kurę jeszcze bardziej. Niech wie, co robi źle. Bo bycie takim przerośniętym noworodkiem (już Kacper jest dojrzalszy) i obarczanie winą za niepowodzenia wszystkich dookoła jest po prostu słabe...
    Obawiam się, że B. się nie zmieni. Nawet jeśli hipotetycznie coś stałoby się z Aniką i opieka nad Kacprem zostałaby scedowana na niego niejako z obowiązku.
    Pozdrawiam i uwielbiam. A bieniek faktycznie mocny.
    <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniką trzeba było mocno trzepnąć, żeby się ogarnęła. I paradoksalnie, cała chujoza Bartka wyszła jej wreszcie na dobre, bo objawiła się w pełni. Bo on się nie zmieni i Anika wreszcie sobie to uświadomiła, brawo ona.
      Cieszę się bardzo, że jesteś :)

      Usuń
  8. Cudo, cudo, cudo!
    Zakochałam się w tym opowiadaniu po uszy!
    Proszę niech to się tylko szybko nie kończy, pragnę happy endu :D
    Dziękuję i czekam z niecierpliwością na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się bardzo, że się podoba:)
      happy end? czy po tym, co zrobił Bartek, to możliwe?
      więcej nie będzie, jutro zapraszam na epilog:)

      Usuń