Właściwie to nie wiedziała, dlaczego się zgodziła.
Bartek praktycznie wymógł na niej obietnicę, że da mu
szansę. że spróbuje z nim być.
Zawsze mu ulegała.
Rozmawiała z nim szeptem, wtulając twarz w poduszkę w
gościnnym pokoju Ignaczaka, modląc się, żeby nikt jej nie usłyszał. Bo przecież
podświadomie wiedziała, że jeszcze będzie tego żałować.
Kacper spał z Sebastianem w pokoju, zapatrzony w
starszego syna Krzyśka jak w obrazek. Uwielbiał rodzinę siatkarza, uwielbiał
bawić się z jego dziećmi, a za samym Igłą wprost przepadał. Miał z nim
zdecydowanie lepszy kontakt niż z Kurkiem, niż z własnym ojcem.
Rozmawiała z Bartkiem, obiecując mu, że da mu szansę, że
spróbuje mu zaufać, że przestanie przed nim uciekać. Bo przecież go kochała,
mimo strachu, bólu, złych wspomnień i nienawiści. Kochała go, a on kochał ją.
Gdyby to była bajka albo kolejna infantylna komedia
romantyczna, wszystko skończyłoby się dobrze, a oni żyliby długo i szczęśliwie.
Ale przecież życie nie było bajką, wielokrotnie im to udowadniało. Udowodniło
jej to, kiedy Bartek na wieść o ciąży wyrzucił ją z domu. W filmach przecież
wyglądało to zupełnie inaczej; gdyby ich życie było filmem, Bartek na wieść o
dziecku ucałowałby Anikę, przytulił ją, zaczął mówić do brzucha. Planowałby,
jak umeblują pokój ich synka, kupowałby ubranka i tłumaczył dziecku zasady
siatkówki. Ale to nie był film. To była zwykła, smutna, bolesna rzeczywistość.
Chciała dać mu szansę, chciała, żeby tym razem im się
udało. Nienawidziła go? Cały czas. Ale przecież jednocześnie nie przestawała go
kochać.
Nie potrafiła się z niego wyleczyć, zapomnieć, nie
potrafiła przestać o nim myśleć. Starała się, ze wszystkich sił, próbowała
przywoływać się do porządku, kiedy patrzyła na swojego synka i wiedziała, że
powrót Bartka mógłby go skrzywdzić, ale nie była w stanie nie kochać Kurka.
Zbyt mocno wrył się w jej życie, jakby miała jego imię wytłoczone pod czaszką.
Rytm serca niczym rytm tego imienia, Bartek, Bartek, Bartuś.
Kochała go.
Na początku, na pierwszej stronie ich opowieści, wszystko
jawiło się przecież w tak jasnych barwach. Przyszłość była nieznaną, ale taką,
której oczekuje się z podekscytowaniem, nie ze strachem. Pojawienie się Kacpra
zmieniło wszystko.
Usłyszała ciche kroki bosych stópek na drewnianej
podłodze. Jej synek zatrzymał się obok łóżka, na którym leżała, na wysokości
jej twarzy.
– Co się stało, kochanie? – spytała łagodnie. – Miałeś
zły sen?
Maluch potrząsnął głową.
– Nie, kocham cię, mamusiu, baldzo i mocno – wyseplenił.
Uśmiechnęła się.
– Chcesz ze mną spać? – zapytała. Potwierdził, gramoląc
się na łóżko.
Po chwili już spał, oddychając spokojnie, tuż obok niej.
Priorytet.
Tak bardzo się bała, o siebie, o Kacpra, o ich
przyszłość. Ale nie umiała odmówić Bartkowi, już nie.
Może po prostu kochała sposób, w jaki ją ranił.
Obiecała. Obiecała, że da mu jeszcze jedną szansę,
przyznała, że go kocha. Ona obiecała, że jeszcze raz spróbuje, on obiecywał, że
więcej jej nie zrani, że będzie dobrze, że on będzie dobry, dla niej i dla
Kacpra, ich synka.
Bał się? Jak cholera, cały czas się bał, bo nigdy nie
chciał dzieci. Nie czuł się wystarczająco dorosły, dojrzały, odpowiedzialny,
nie czuł się gotowy. Ale przecież to dziecko już było, istniało, patrzyło na
niego niebieskimi oczami, uśmiechało się ufnie i zabawnie sepleniło, wymawiając
jego imię i nazwisko jako Baltek Tulek.
Bał się, ale Kacper był jedyną drogą do Aniki.
Przecież ją kochał, przecież tylko tego chciał, odkąd
zobaczył ją na placu zabaw. Odzyskać ją.
Wpatrywał się w jaśniejszy zarys okna na czarnej w mroku
ścianie, mechanicznie bawiąc się trzymanym w dłoniach telefonem. Znowu nie mógł
zasnąć, znowu bezsenność, głowa wypełniona myślami o Anice.
Wiadomość, krótka, pozornie bez większych emocji, ale
przecież ją znał, przecież wiedział, ile musiało ją to kosztować.
Niedługo
święta, masz plany?
Uśmiechnął się delikatnie, wystukując jej numer na
klawiaturze telefonu.
– Bartuś, nie mogę rozmawiać, Kacper śpi ze mną. – Jej
szept, przez chwilę słuchał tylko jej oddechu.
– Chciałem cię usłyszeć – odparł, odruchowo ściszając
głos. Milczała przez moment, oczami wyobraźni widział jej delikatny uśmiech.
– To jak, masz plany na te święta? – spytała. – Bo my z
Kacprem zostajemy w Rzeszowie, i pomyślałam...
Zawahała się, znowu uświadomił sobie, jak bardzo się
bała, że znowu ją skrzywdzi. On też się bał. Znał siebie doskonale i dlatego
się bał.
– Też zostaję tutaj – powiedział. – Mam duże mieszkanie,
możecie...
– Nie – przerwała mu. – Kacper będzie się lepiej czuł w
znanym sobie miejscu. Ale... jeśli masz czas i ochotę... mógłbyś przyjść.
Ciemność za oknem, sypialnia w jego mieszkaniu pogrążona
w mroku, jaśniejszy prostokąt okna odcinający się od czerni. Uśmiechnął się do
własnych myśli.
– Chętnie – mruknął. – Dzięki.
– Muszę kończyć, bo obudzę małego – szepnęła. – Bartuś...
Wahała się, jakby chciała mu powiedzieć to, co sam
przecież wiedział. Ale czekał na to, na te kilka słów, które kiedyś
przychodziły im z taką łatwością.
– Kocham cię, Anika – powiedział, przerywając ciszę.
Zdawało mu się, że się uśmiechnęła, gdzieś z drugiej strony Rzeszowa, w tak
samo ciemnej sypialni.
– Ja ciebie też, Bartuś.
Szept, połączenie zerwane, zanim zdążył się pożegnać.
Starała się dystansować, bała się. Uciekała.
A mimo to postanowiła spróbować raz jeszcze, dać mu
szansę. Zastanawiał się, czy ze względu na samego Bartka, czy kierowało nią
tylko przekonanie, że ich syn powinien mieć ojca. Miał cichą, nie do końca
sformułowaną w jego głowie nadzieję, że nie chodziło jej o Kacpra. Że chciała
być z nim, z Bartkiem, że nagle stała się egoistką i myślała o sobie, swojej
tęsknocie za nim i miłości.
Bo on przecież był egoistą i najbardziej chciał w swoim
życiu Aniki. Chciał, żeby znów była tylko jego.
Telefon zawibrował na stoliku. Zerknęła na ekran,
odczytując imię Ignaczaka. Spojrzała szybko na Kacpra, upewniając się, że
chłopiec spokojnie i bezpiecznie bawi się pluszakiem.
– Tak? – rzuciła do słuchawki.
– Anika, jesteś pewna, że nie chcesz przyjść do nas na Wigilię?
– zapytał siatkarz. Uśmiechnęła się lekko. Namawiał ją do tego od ponad dwóch
tygodni, bez skutku.
– Tak, Krzysiek – odparła. – To rodzinne święta, a ja nie
jestem waszą rodziną. Poza tym mieliście chyba jechać do Wałbrzycha –
przypomniała. Usłyszała ciche westchnięcie.
– Rodzice stwierdzili, że mają dość przygotowań i potem
sprzątania, jadą na tydzień do Kościeliska, bo mamie zawsze marzyły się
góralskie święta, z widokiem na Giewont i tak dalej – wyjaśnił. – A poza tym
masz rację, nie jesteś rodziną, bo rodziny się nie wybiera, a ja ciebie
wybrałem – zaśmiał się. – Anika, przecież wiem, że nie jedziesz do domu, do
Bełchatowa.
– Nie jadę – potwierdziła.
Drgnęła, słysząc pukanie do drzwi. Kacper podniósł głowę
i spojrzał z zainteresowaniem na matkę.
– Wujek psyset? – spytał, sepleniąc. Uśmiechnęła się,
wstając z kanapy.
– Tak, słonko, wujek – potwierdziła, zasłaniając dłonią
mikrofon w telefonie.
– Masz gości? – usłyszała w słuchawce telefonu. Niepokój
w głosie Ignaczaka. Przecież nie powiedziała mu, że przełamała strach, że
postanowiła dać Kurkowi jeszcze jedną szansę.
– Jednego – odparła niechętnie, przytrzymując słuchawkę
ramieniem. – Właśnie przyszedł. Cześć, Bartek – rzuciła, otwierając drzwi.
Siatkarz stał w progu, w dłoniach trzymając sporą, wypełnioną po brzegi torbę.
– Bartek? – powtórzył Ignaczak. Oczyma wyobraźni
widziała, jak zagryza wargi, zaciska mocniej palce na telefonie. – Anika, co ty
robisz? Jesteś pewna, że...
– Zaufaj mi, nie martw się – przerwała mu. – Muszę
kończyć. Wesołych świąt, Krzysiek.
– Wesołych świąt, Anika – odparł. – Trzymaj się. I dzwoń.
Zakończyła połączenie, wcisnęła telefon do tylnej
kieszeni dżinsów, uśmiechając się niepewnie do stojącego przed nią siatkarza.
– Nie zdążyłam się przebrać, miałeś być później –
mruknęła. Uśmiechnął się szeroko, pochylił, pocałował delikatnie w policzek.
Zarumieniła się.
– Wiem, że jeszcze nie ubrałaś choinki – powiedział. –
Pomyślałem, że pomogę, wreszcie się do czegoś przydam ze swoimi dwoma metrami.
– Właściwie to nawet nie mam jeszcze choinki – odparła.
Spojrzał na nią, przekrzywiając lekko głowę. – Zdejmij kurtkę, spocisz się i
potem przeziębisz.
– Martwisz się o mnie? – spytał, unosząc lekko brwi. –
Choinkę też kupiłem. Stoi na klatce schodowej.
– Dzięki – szepnęła. Odwróciła się, ale chwycił ją za
nadgarstek i przyciągnął do siebie. Patrzyła mu prosto w oczy, trochę
wystraszona, trochę zadowolona z jego obecności.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – zauważył.
Delikatnie przejechał palcami po jej policzku, wargach, podbródku. Zadrżała.
– Martwię – szepnęła. – Powinieneś to już wiedzieć.
– Zawsze miło to usłyszeć – odparł. Pocałował ją,
delikatnie, przelotnie, obiecując sobie w myślach, że w te święta wreszcie
dostanie znacznie więcej.
– Bartek... – jęknęła.
– Wracam po choinkę, ty to gdzieś schowaj, prezenty dla
Kacpra – powiedział, wręczając jej torbę. Była wyjątkowo ciężka. Odwrócił się i
wyszedł z mieszkania.
Za plecami usłyszała kroki drobnych stópek na kafelkach.
– Kto psyset? – spytał jej synek. Uśmiechnęła się,
kucając obok chłopca.
– Bartek – powiedziała. – Zaraz wróci, przyniósł nam
choinkę, razem ją ubierzemy. Biegnij się bawić.
– Baltek Tulek? – upewnił się maluch. Zaśmiała się,
kiwając głową.
– Tak, Bartek Kurek – potwierdziła. Chłopiec uśmiechnął
się z zadowoleniem i wrócił do pokoju, do swojej armii pluszaków i klocków. –
Twój tatuś – dodała cicho.
Obserwowała z uśmiechem Kurka, który usiłował zamocować
choinkę w stojaku, nie robiąc przy tym krzywdy ani sobie, ani towarzyszącemu mu
dzielnie Kacprowi.
– Baltek, pobaw się w powtoly! – zażądał nagle maluch.
Siatkarz spojrzał z rozpaczą na jego matkę, wyglądając zza gałęzi rozłożystej
jodły.
– Anika, ratuj – jęknął. – Albo potwory, albo choinka,
mały – dodał, wykręcając nienaturalnie wręcz szyję, żeby spojrzeć na chłopca. –
Tylko ją obsadzę i pomożesz mi ją ubierać, dobra?
– Dobla, Baltek.
Zaśmiała się cicho.
– Radzisz sobie świetnie, Baltek – rzuciła, nie wstając z
kanapy. Spojrzał na nią z wyrzutem, wychylając głowę przez gałązki drzewka.
– Anika, jesteś okrutna – mruknął. Pokręciła tylko głową
z dezaprobatą.
Spokój, ciche dźwięki kolęd płynących z głośników radia,
śmiech jej syna i westchnięcia Bartka walczącego z choinką. Po raz pierwszy od
dawna właściwie nie czuła strachu, który towarzyszył jej niemal nieustannie,
odkąd dowiedziała się o ciąży. Po raz pierwszy od dawna nie bała się tego, co
wydarzy się za chwilę, nie bała się Bartka, nie bała się o swojego syna, bo
nagle wszystko było dobrze. Nagle wyglądali jak rodzina.
Nawet, jeśli Kacper nie rozumiał tego wszystkiego, bo był
za mały, a Kurek był nadal tylko dobrym wujkiem, czuła błogi spokój, kiedy
obserwowała siatkarza ubierającego choinkę z chłopcem. Bo przecież tak właśnie
powinno wyglądać jej życie.
Tak bardzo chciała wierzyć, że im się ułoży, że powoli
wypracują jakiś kompromis, znajdą wyjście z każdej sytuacji, że w końcu ona
przeprowadzi się do Kurka albo Kurek do niej, że Kacper nie będzie do niego
mówił po imieniu ani wujku, że będzie nazywał go tak, jak powinien. Tato.
Uśmiechała się, kiedy Bartek podnosił ich syna, by maluch
mógł założyć gwiazdę na czubek choinki i zaczepić bombki na najwyższych
gałęziach. Uśmiechała się, kiedy chłopiec rozrywał papier na kolejnych
prezentach kupionych przez siatkarza, tym razem odpowiednich dla jego wieku, kiedy
śmiał się głośno, z zachwytem patrząc na zabawki, rzucając się Bartkowi na
szyję. Uśmiechała się, bo nareszcie było dobrze.
Opadła z westchnieniem na kanapę, odgarniając z twarzy
jasne włosy.
– Zasnął nareszcie – mruknęła. – Nie mógł przestać gadać
o tych nowych zabawkach. Swoją drogą, Bartek, niepotrzebnie wydawałeś tyle
pieniędzy. Prezenty, choinka... nie musiałeś.
– Ale chciałem – odparł, uśmiechając się lekko,
przekrzywiając zabawnie głowę i przyglądając jej się z uwagą. – Dla ciebie też
coś mam – dodał. Zarumieniła się lekko.
– Ale ja nic nie mam dla ciebie, Bartek... – jęknęła.
Potrząsnął głową, podnosząc się z fotela i siadając obok
niej.
– Nieważne, wystarczy, że mnie zaprosiłaś – powiedział. Wyjął
z kieszeni nieduże, podłużne pudełeczko przewiązane na środku wąską tasiemką. –
Otwórz – polecił.
Posłusznie odpakowała prezent, drżącymi palcami
rozwiązując wstążkę. Zobaczyła delikatną, cienką bransoletkę wysadzaną małymi
kryształkami.
– Była droga, prawda? – spytała cicho. – Bartek,
naprawdę, nie powinieneś...
Uciszył ją, kładąc jej palec na wargach.
– Podoba ci się? Po prostu pokiwaj głową, jeśli tak.
Przytaknęła niepewnie, a jego twarz rozjaśnił triumfalny
uśmiech. Wyjął bransoletkę z pudełka i ostrożnie zapiął na chudym nadgarstku
blondynki.
– Dziękuję – szepnęła, nieświadomie bawiąc się guzikiem
swojej koszuli w kratę. Czuła na sobie uważne spojrzenie Kurka.
– Kiedyś częściej nosiłaś sukienki – zauważył. – Lubiłem
cię w sukienkach.
– Kiedyś nie miałam trzyletniego syna – odparła.
Uśmiechnął się lekko, przekrzywiając głowę. Chwycił ją za podbródek i zmusił do
spojrzenia mu prosto w oczy.
Przecież ją kochał, i o to walczył, od momentu, w którym
spotkał ją w Rzeszowie, pierwszy raz od lat. Do tego dążył, niemalże za wszelką
cenę. Do prawa do dotyku jej ust, spojrzenia jej oczu, do splecionych dłoni i
jej gorącego oddechu tuż przy jego uchu. Dążył do tego i wreszcie to osiągnął.
Pocałował ją, delikatnie muskając wargami jej usta,
powoli rozpinając guziki jej koszuli. Nie protestowała, odpowiedziała na
pocałunek, zaplątała mu palce we włosy, przyciągając do siebie. Pozwalała mu na
wszystko, czego chciał, na dotyk, na pocałunki, uśmiechając się do niego w
półmroku pokoju, gładząc opuszkami palców jego twarz, za którą tak przez te
lata tęskniła.
– Nareszcie cię mam – wymruczał jej do ucha, biorąc ją na
ręce. Zaniósł ją do sypialni, ostrożnie, tak, by nie robić hałasu, by nie
obudzić śpiącego w swoim pokoju Kacpra. A potem zagłuszał jej westchnienia
pocałunkami, potem dokładnie badał każdy skrawek jej ciała, sprawdzając, co
zmieniło się przez te lata, potem powoli i z namaszczeniem odbierał to, co
przecież mu się należało.
Bo Anika była jego i kochał ją.
~*~
Ferie? W moim przypadku raczej nauka do poprawy zawalonego egzaminu, ale to szczegół.
Bliżej końca niż dalej, matko.
Boję się, że jest za dobrze. Boję się, że może coś stać się z Kacprem. Mam nadzieję, że moje obawy nie spełnią się...
OdpowiedzUsuńCzy coś się stanie? Nie może być całkiem spokojnie:)
UsuńNie wiem jakim cudem, ale dotarłam tu dopiero teraz, za co najmocniej przepraszam! Wszystko nadrobiłam i muszę przyznać, że jest bardzo oryginalnie. O takim Bartku jeszcze nie czytałam! Choć w moim odczuciu tak wykreowana sylwetka jest kompletnym przeciwieństwem tego prawdziwego Bartka (no, przynajmniej takie odnoszę wrażenie po zasięgnięciu do najnowszego Logo, ale to nieważne). W każdym razie, potrafię wyobrazić sobie takiego Kurka, co jest nie lada wyczynem, ponieważ moja wyobraźnia, cóż… praktycznie jej nie ma. Dlatego biję pokłony! Wszystko tutaj jest takie prawdziwe, prawdopodobne i cholernie szczere, przez co jednocześnie bolesne.
OdpowiedzUsuńA odnosząc się krótko do samej siódemki… niby lepiej, a jednak ma się wrażenie, że wciąż źle. W dodatku tytuł bloga jednoznacznie wskazuje na kolejną katastrofę w życiu Aniki wywołaną oczywiście przez Bartka. I po zagłębieniu się w spis treści ta katastrofa zadzieje się pewnie w kolejnej części. I kurcze, czuję, że to nie skończy się happy endem.
Pozdrawiam! P.
Po artykule w Logo spodziewałam się czegoś więcej, mam jakiś niedosyt. Chyba wina redaktora, nie samego Bartka. Ale fakt, po tym wywiadzie wydaje się zupełnie inny, niż tu, na pewno dojrzalszy. Ale to jest przecież tylko fikcja, a baza tej historii, prolog, powstała lata temu;)
UsuńHappy endy? Zdarzają mi się. Tylko czy Bartek i Anika mają na to jakieś szanse? Na razie jest dobrze. Na razie wszystko się układa. A jak będzie dalej, to się zobaczy ;)
Pozdrawiam:)
Witaj kochana!
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz, co czuję, czytając to opowiadanie. Motyle w brzuchu, łzy w oczach i podziw - to przede wszystkim. Nie potrafię znaleźć jednej rzeczy, która by się nie podobało.
Trudno mi tu zebrać myśli, jest ich tak wiele.
Nagle zrobiło się dobrze, lepiej. Wszystko wygląda bardziej pozytywnie i nawet to, że motywacja Bartka nie jest dobra nie boli aż tak. Może inaczej, intencje Bartka są dobre, bo przecież robi, próbuje się zmienić w imię miłości do Aniki, ale ten Kacper, nasz kochany szkrab wydaje się być wciąż na dalekim miejscu, jest tłem. Aż się chce przytoczyć powiedzenie: przez żołądek do serca i zamienić słowo 'żołądek' na Kacpra. I to jest przykre, bardzo. Bo dziecko chce być kochane, matka chce, żeby ojciec kochał dziecko, a Bartek... Owszem, były prezenty, choinka, może nawet atmosfera, ale dla kogo on to robi? Dla dziecka? Chyba nie.
Mimo tego to wszystko wygląda dobrze i można mieć nadzieję, że tak będzie już do końca, chociaż ja przeczuwam, że nie będzie...
Bartek kocha Anikę, ale czy kocha też Anikę z dzieckiem, ich dzieckiem. Tego nie jestem pewna.
Odbierał to, co mu się należało. Bo ona była jego.
Nie wiem, czy Bartkowi cokolwiek się jeszcze należy.
Jednak nie mogę ukryć, że kocham tego Bartka i czuję to mimo bólu jaki mi sprawia, zachowując się właśnie w taki sposób.
Nim i moją Anastazją powinien ktoś porządnie potrząsnąć. Może niektóre szufladki w mózgu zamknęłyby się, a inne otwarły i coś by się im rozjaśniło pod kopułą.
Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej i smucisz się mocno. Bardzo mnie to boli, że ktoś tak wspaniały i piękny się smuci. Więc nie smuć się.
Ściskam.
Zuziek.
Nie masz pojęcia, jak bardzo zawsze czekam na Twoje komentarze i jak bardzo je uwielbiam. I po nich zawsze muszę pozbierać myśli, bo zawsze trafiasz w sedno;)
UsuńBartka proponuję wytargać za uszy, bardziej odstające już pewnie nie będą. Bo jego motywacją jest Anika, cały czas. Kacper jest cały czas gdzieś z boku, istnieje, trzeba się z tym pogodzić. Nic więcej.
Dzięki wielkie♥
Boże Narodzenie to czas cudów, nieprawdaż? Chciałabym wierzyć, że to Boże narodzenie wreszcie przyniesie życiu Anniki trochę spokoju i stabilności, że Bartek wreszcie weźmie odpowiedzialność za wszystkie błędy swojego życia, że we trójkę będą wreszcie prawdziwą rodzinę.
OdpowiedzUsuńAle cholera, trochę Cię już znam, Grin, i trochę mnie to przeraża.
W każdym rozdział magiczny i tak cudownie się go czytało. No i Baltek Tulek hahaha <3
Czas cudów, jakieś cuda już się wydarzyły, prawda?;) Bartek łapie kontakt z Kacprem, Anika dała mu szansę. Tylko czy Bartek z tej szansy skorzysta, czy tym razem nic nie zepsuje? Bo jego motywacja się jednak nie zmieniła.
UsuńKocham♥