Opowiadanie fanfiction, tylko wytwór mojej chorej wyobraźni.
Nie ma na celu urażenie kogokolwiek.
Ostrzegam, występują wulgaryzmy

wtorek, 2 lutego 2016

[07] I believe, I believe there's love in you

Właściwie to nie wiedziała, dlaczego się zgodziła.
Bartek praktycznie wymógł na niej obietnicę, że da mu szansę. że spróbuje z nim być.
Zawsze mu ulegała.
Rozmawiała z nim szeptem, wtulając twarz w poduszkę w gościnnym pokoju Ignaczaka, modląc się, żeby nikt jej nie usłyszał. Bo przecież podświadomie wiedziała, że jeszcze będzie tego żałować.
Kacper spał z Sebastianem w pokoju, zapatrzony w starszego syna Krzyśka jak w obrazek. Uwielbiał rodzinę siatkarza, uwielbiał bawić się z jego dziećmi, a za samym Igłą wprost przepadał. Miał z nim zdecydowanie lepszy kontakt niż z Kurkiem, niż z własnym ojcem.
Rozmawiała z Bartkiem, obiecując mu, że da mu szansę, że spróbuje mu zaufać, że przestanie przed nim uciekać. Bo przecież go kochała, mimo strachu, bólu, złych wspomnień i nienawiści. Kochała go, a on kochał ją.
Gdyby to była bajka albo kolejna infantylna komedia romantyczna, wszystko skończyłoby się dobrze, a oni żyliby długo i szczęśliwie. Ale przecież życie nie było bajką, wielokrotnie im to udowadniało. Udowodniło jej to, kiedy Bartek na wieść o ciąży wyrzucił ją z domu. W filmach przecież wyglądało to zupełnie inaczej; gdyby ich życie było filmem, Bartek na wieść o dziecku ucałowałby Anikę, przytulił ją, zaczął mówić do brzucha. Planowałby, jak umeblują pokój ich synka, kupowałby ubranka i tłumaczył dziecku zasady siatkówki. Ale to nie był film. To była zwykła, smutna, bolesna rzeczywistość.
Chciała dać mu szansę, chciała, żeby tym razem im się udało. Nienawidziła go? Cały czas. Ale przecież jednocześnie nie przestawała go kochać.
Nie potrafiła się z niego wyleczyć, zapomnieć, nie potrafiła przestać o nim myśleć. Starała się, ze wszystkich sił, próbowała przywoływać się do porządku, kiedy patrzyła na swojego synka i wiedziała, że powrót Bartka mógłby go skrzywdzić, ale nie była w stanie nie kochać Kurka. Zbyt mocno wrył się w jej życie, jakby miała jego imię wytłoczone pod czaszką. Rytm serca niczym rytm tego imienia, Bartek, Bartek, Bartuś.
Kochała go.
Na początku, na pierwszej stronie ich opowieści, wszystko jawiło się przecież w tak jasnych barwach. Przyszłość była nieznaną, ale taką, której oczekuje się z podekscytowaniem, nie ze strachem. Pojawienie się Kacpra zmieniło wszystko.
Usłyszała ciche kroki bosych stópek na drewnianej podłodze. Jej synek zatrzymał się obok łóżka, na którym leżała, na wysokości jej twarzy.
– Co się stało, kochanie? – spytała łagodnie. – Miałeś zły sen?
Maluch potrząsnął głową.
– Nie, kocham cię, mamusiu, baldzo i mocno – wyseplenił. Uśmiechnęła się.
– Chcesz ze mną spać? – zapytała. Potwierdził, gramoląc się na łóżko.
Po chwili już spał, oddychając spokojnie, tuż obok niej. Priorytet.
Tak bardzo się bała, o siebie, o Kacpra, o ich przyszłość. Ale nie umiała odmówić Bartkowi, już nie.
Może po prostu kochała sposób, w jaki ją ranił.

Obiecała. Obiecała, że da mu jeszcze jedną szansę, przyznała, że go kocha. Ona obiecała, że jeszcze raz spróbuje, on obiecywał, że więcej jej nie zrani, że będzie dobrze, że on będzie dobry, dla niej i dla Kacpra, ich synka.
Bał się? Jak cholera, cały czas się bał, bo nigdy nie chciał dzieci. Nie czuł się wystarczająco dorosły, dojrzały, odpowiedzialny, nie czuł się gotowy. Ale przecież to dziecko już było, istniało, patrzyło na niego niebieskimi oczami, uśmiechało się ufnie i zabawnie sepleniło, wymawiając jego imię i nazwisko jako Baltek Tulek.
Bał się, ale Kacper był jedyną drogą do Aniki.
Przecież ją kochał, przecież tylko tego chciał, odkąd zobaczył ją na placu zabaw. Odzyskać ją.
Wpatrywał się w jaśniejszy zarys okna na czarnej w mroku ścianie, mechanicznie bawiąc się trzymanym w dłoniach telefonem. Znowu nie mógł zasnąć, znowu bezsenność, głowa wypełniona myślami o Anice.
Wiadomość, krótka, pozornie bez większych emocji, ale przecież ją znał, przecież wiedział, ile musiało ją to kosztować.
Niedługo święta, masz plany?
Uśmiechnął się delikatnie, wystukując jej numer na klawiaturze telefonu.
– Bartuś, nie mogę rozmawiać, Kacper śpi ze mną. – Jej szept, przez chwilę słuchał tylko jej oddechu.
– Chciałem cię usłyszeć – odparł, odruchowo ściszając głos. Milczała przez moment, oczami wyobraźni widział jej delikatny uśmiech.
– To jak, masz plany na te święta? – spytała. – Bo my z Kacprem zostajemy w Rzeszowie, i pomyślałam...
Zawahała się, znowu uświadomił sobie, jak bardzo się bała, że znowu ją skrzywdzi. On też się bał. Znał siebie doskonale i dlatego się bał.
– Też zostaję tutaj – powiedział. – Mam duże mieszkanie, możecie...
– Nie – przerwała mu. – Kacper będzie się lepiej czuł w znanym sobie miejscu. Ale... jeśli masz czas i ochotę... mógłbyś przyjść.
Ciemność za oknem, sypialnia w jego mieszkaniu pogrążona w mroku, jaśniejszy prostokąt okna odcinający się od czerni. Uśmiechnął się do własnych myśli.
– Chętnie – mruknął. – Dzięki.
– Muszę kończyć, bo obudzę małego – szepnęła. – Bartuś...
Wahała się, jakby chciała mu powiedzieć to, co sam przecież wiedział. Ale czekał na to, na te kilka słów, które kiedyś przychodziły im z taką łatwością.
– Kocham cię, Anika – powiedział, przerywając ciszę. Zdawało mu się, że się uśmiechnęła, gdzieś z drugiej strony Rzeszowa, w tak samo ciemnej sypialni.
– Ja ciebie też, Bartuś.
Szept, połączenie zerwane, zanim zdążył się pożegnać. Starała się dystansować, bała się. Uciekała.
A mimo to postanowiła spróbować raz jeszcze, dać mu szansę. Zastanawiał się, czy ze względu na samego Bartka, czy kierowało nią tylko przekonanie, że ich syn powinien mieć ojca. Miał cichą, nie do końca sformułowaną w jego głowie nadzieję, że nie chodziło jej o Kacpra. Że chciała być z nim, z Bartkiem, że nagle stała się egoistką i myślała o sobie, swojej tęsknocie za nim i miłości.
Bo on przecież był egoistą i najbardziej chciał w swoim życiu Aniki. Chciał, żeby znów była tylko jego.

Telefon zawibrował na stoliku. Zerknęła na ekran, odczytując imię Ignaczaka. Spojrzała szybko na Kacpra, upewniając się, że chłopiec spokojnie i bezpiecznie bawi się pluszakiem.
– Tak? – rzuciła do słuchawki.
– Anika, jesteś pewna, że nie chcesz przyjść do nas na Wigilię? – zapytał siatkarz. Uśmiechnęła się lekko. Namawiał ją do tego od ponad dwóch tygodni, bez skutku.
– Tak, Krzysiek – odparła. – To rodzinne święta, a ja nie jestem waszą rodziną. Poza tym mieliście chyba jechać do Wałbrzycha – przypomniała. Usłyszała ciche westchnięcie.
– Rodzice stwierdzili, że mają dość przygotowań i potem sprzątania, jadą na tydzień do Kościeliska, bo mamie zawsze marzyły się góralskie święta, z widokiem na Giewont i tak dalej – wyjaśnił. – A poza tym masz rację, nie jesteś rodziną, bo rodziny się nie wybiera, a ja ciebie wybrałem – zaśmiał się. – Anika, przecież wiem, że nie jedziesz do domu, do Bełchatowa.
– Nie jadę – potwierdziła.
Drgnęła, słysząc pukanie do drzwi. Kacper podniósł głowę i spojrzał z zainteresowaniem na matkę.
– Wujek psyset? – spytał, sepleniąc. Uśmiechnęła się, wstając z kanapy.
– Tak, słonko, wujek – potwierdziła, zasłaniając dłonią mikrofon w telefonie.
– Masz gości? – usłyszała w słuchawce telefonu. Niepokój w głosie Ignaczaka. Przecież nie powiedziała mu, że przełamała strach, że postanowiła dać Kurkowi jeszcze jedną szansę.
– Jednego – odparła niechętnie, przytrzymując słuchawkę ramieniem. – Właśnie przyszedł. Cześć, Bartek – rzuciła, otwierając drzwi. Siatkarz stał w progu, w dłoniach trzymając sporą, wypełnioną po brzegi torbę.
– Bartek? – powtórzył Ignaczak. Oczyma wyobraźni widziała, jak zagryza wargi, zaciska mocniej palce na telefonie. – Anika, co ty robisz? Jesteś pewna, że...
– Zaufaj mi, nie martw się – przerwała mu. – Muszę kończyć. Wesołych świąt, Krzysiek.
– Wesołych świąt, Anika – odparł. – Trzymaj się. I dzwoń.
Zakończyła połączenie, wcisnęła telefon do tylnej kieszeni dżinsów, uśmiechając się niepewnie do stojącego przed nią siatkarza.
– Nie zdążyłam się przebrać, miałeś być później – mruknęła. Uśmiechnął się szeroko, pochylił, pocałował delikatnie w policzek. Zarumieniła się.
– Wiem, że jeszcze nie ubrałaś choinki – powiedział. – Pomyślałem, że pomogę, wreszcie się do czegoś przydam ze swoimi dwoma metrami.
– Właściwie to nawet nie mam jeszcze choinki – odparła. Spojrzał na nią, przekrzywiając lekko głowę. – Zdejmij kurtkę, spocisz się i potem przeziębisz.
– Martwisz się o mnie? – spytał, unosząc lekko brwi. – Choinkę też kupiłem. Stoi na klatce schodowej.
– Dzięki – szepnęła. Odwróciła się, ale chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Patrzyła mu prosto w oczy, trochę wystraszona, trochę zadowolona z jego obecności.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – zauważył. Delikatnie przejechał palcami po jej policzku, wargach, podbródku. Zadrżała.
– Martwię – szepnęła. – Powinieneś to już wiedzieć.
– Zawsze miło to usłyszeć – odparł. Pocałował ją, delikatnie, przelotnie, obiecując sobie w myślach, że w te święta wreszcie dostanie znacznie więcej.
– Bartek... – jęknęła.
– Wracam po choinkę, ty to gdzieś schowaj, prezenty dla Kacpra – powiedział, wręczając jej torbę. Była wyjątkowo ciężka. Odwrócił się i wyszedł z mieszkania.
Za plecami usłyszała kroki drobnych stópek na kafelkach.
– Kto psyset? – spytał jej synek. Uśmiechnęła się, kucając obok chłopca.
– Bartek – powiedziała. – Zaraz wróci, przyniósł nam choinkę, razem ją ubierzemy. Biegnij się bawić.
– Baltek Tulek? – upewnił się maluch. Zaśmiała się, kiwając głową.
– Tak, Bartek Kurek – potwierdziła. Chłopiec uśmiechnął się z zadowoleniem i wrócił do pokoju, do swojej armii pluszaków i klocków. – Twój tatuś – dodała cicho.

Obserwowała z uśmiechem Kurka, który usiłował zamocować choinkę w stojaku, nie robiąc przy tym krzywdy ani sobie, ani towarzyszącemu mu dzielnie Kacprowi.
– Baltek, pobaw się w powtoly! – zażądał nagle maluch. Siatkarz spojrzał z rozpaczą na jego matkę, wyglądając zza gałęzi rozłożystej jodły.
– Anika, ratuj – jęknął. – Albo potwory, albo choinka, mały – dodał, wykręcając nienaturalnie wręcz szyję, żeby spojrzeć na chłopca. – Tylko ją obsadzę i pomożesz mi ją ubierać, dobra?
– Dobla, Baltek.
Zaśmiała się cicho.
– Radzisz sobie świetnie, Baltek – rzuciła, nie wstając z kanapy. Spojrzał na nią z wyrzutem, wychylając głowę przez gałązki drzewka.
– Anika, jesteś okrutna – mruknął. Pokręciła tylko głową z dezaprobatą.
Spokój, ciche dźwięki kolęd płynących z głośników radia, śmiech jej syna i westchnięcia Bartka walczącego z choinką. Po raz pierwszy od dawna właściwie nie czuła strachu, który towarzyszył jej niemal nieustannie, odkąd dowiedziała się o ciąży. Po raz pierwszy od dawna nie bała się tego, co wydarzy się za chwilę, nie bała się Bartka, nie bała się o swojego syna, bo nagle wszystko było dobrze. Nagle wyglądali jak rodzina.
Nawet, jeśli Kacper nie rozumiał tego wszystkiego, bo był za mały, a Kurek był nadal tylko dobrym wujkiem, czuła błogi spokój, kiedy obserwowała siatkarza ubierającego choinkę z chłopcem. Bo przecież tak właśnie powinno wyglądać jej życie.
Tak bardzo chciała wierzyć, że im się ułoży, że powoli wypracują jakiś kompromis, znajdą wyjście z każdej sytuacji, że w końcu ona przeprowadzi się do Kurka albo Kurek do niej, że Kacper nie będzie do niego mówił po imieniu ani wujku, że będzie nazywał go tak, jak powinien. Tato.
Uśmiechała się, kiedy Bartek podnosił ich syna, by maluch mógł założyć gwiazdę na czubek choinki i zaczepić bombki na najwyższych gałęziach. Uśmiechała się, kiedy chłopiec rozrywał papier na kolejnych prezentach kupionych przez siatkarza, tym razem odpowiednich dla jego wieku, kiedy śmiał się głośno, z zachwytem patrząc na zabawki, rzucając się Bartkowi na szyję. Uśmiechała się, bo nareszcie było dobrze.

Opadła z westchnieniem na kanapę, odgarniając z twarzy jasne włosy.
– Zasnął nareszcie – mruknęła. – Nie mógł przestać gadać o tych nowych zabawkach. Swoją drogą, Bartek, niepotrzebnie wydawałeś tyle pieniędzy. Prezenty, choinka... nie musiałeś.
– Ale chciałem – odparł, uśmiechając się lekko, przekrzywiając zabawnie głowę i przyglądając jej się z uwagą. – Dla ciebie też coś mam – dodał. Zarumieniła się lekko.
– Ale ja nic nie mam dla ciebie, Bartek... – jęknęła.
Potrząsnął głową, podnosząc się z fotela i siadając obok niej.
– Nieważne, wystarczy, że mnie zaprosiłaś – powiedział. Wyjął z kieszeni nieduże, podłużne pudełeczko przewiązane na środku wąską tasiemką. – Otwórz – polecił.
Posłusznie odpakowała prezent, drżącymi palcami rozwiązując wstążkę. Zobaczyła delikatną, cienką bransoletkę wysadzaną małymi kryształkami.
– Była droga, prawda? – spytała cicho. – Bartek, naprawdę, nie powinieneś...
Uciszył ją, kładąc jej palec na wargach.
– Podoba ci się? Po prostu pokiwaj głową, jeśli tak.
Przytaknęła niepewnie, a jego twarz rozjaśnił triumfalny uśmiech. Wyjął bransoletkę z pudełka i ostrożnie zapiął na chudym nadgarstku blondynki.
– Dziękuję – szepnęła, nieświadomie bawiąc się guzikiem swojej koszuli w kratę. Czuła na sobie uważne spojrzenie Kurka.
– Kiedyś częściej nosiłaś sukienki – zauważył. – Lubiłem cię w sukienkach.
– Kiedyś nie miałam trzyletniego syna – odparła. Uśmiechnął się lekko, przekrzywiając głowę. Chwycił ją za podbródek i zmusił do spojrzenia mu prosto w oczy.
Przecież ją kochał, i o to walczył, od momentu, w którym spotkał ją w Rzeszowie, pierwszy raz od lat. Do tego dążył, niemalże za wszelką cenę. Do prawa do dotyku jej ust, spojrzenia jej oczu, do splecionych dłoni i jej gorącego oddechu tuż przy jego uchu. Dążył do tego i wreszcie to osiągnął.
Pocałował ją, delikatnie muskając wargami jej usta, powoli rozpinając guziki jej koszuli. Nie protestowała, odpowiedziała na pocałunek, zaplątała mu palce we włosy, przyciągając do siebie. Pozwalała mu na wszystko, czego chciał, na dotyk, na pocałunki, uśmiechając się do niego w półmroku pokoju, gładząc opuszkami palców jego twarz, za którą tak przez te lata tęskniła.
– Nareszcie cię mam – wymruczał jej do ucha, biorąc ją na ręce. Zaniósł ją do sypialni, ostrożnie, tak, by nie robić hałasu, by nie obudzić śpiącego w swoim pokoju Kacpra. A potem zagłuszał jej westchnienia pocałunkami, potem dokładnie badał każdy skrawek jej ciała, sprawdzając, co zmieniło się przez te lata, potem powoli i z namaszczeniem odbierał to, co przecież mu się należało.
Bo Anika była jego i kochał ją.

~*~
Ferie? W moim przypadku raczej nauka do poprawy zawalonego egzaminu, ale to szczegół.
Bliżej końca niż dalej, matko.

8 komentarzy:

  1. Boję się, że jest za dobrze. Boję się, że może coś stać się z Kacprem. Mam nadzieję, że moje obawy nie spełnią się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy coś się stanie? Nie może być całkiem spokojnie:)

      Usuń
  2. Nie wiem jakim cudem, ale dotarłam tu dopiero teraz, za co najmocniej przepraszam! Wszystko nadrobiłam i muszę przyznać, że jest bardzo oryginalnie. O takim Bartku jeszcze nie czytałam! Choć w moim odczuciu tak wykreowana sylwetka jest kompletnym przeciwieństwem tego prawdziwego Bartka (no, przynajmniej takie odnoszę wrażenie po zasięgnięciu do najnowszego Logo, ale to nieważne). W każdym razie, potrafię wyobrazić sobie takiego Kurka, co jest nie lada wyczynem, ponieważ moja wyobraźnia, cóż… praktycznie jej nie ma. Dlatego biję pokłony! Wszystko tutaj jest takie prawdziwe, prawdopodobne i cholernie szczere, przez co jednocześnie bolesne.
    A odnosząc się krótko do samej siódemki… niby lepiej, a jednak ma się wrażenie, że wciąż źle. W dodatku tytuł bloga jednoznacznie wskazuje na kolejną katastrofę w życiu Aniki wywołaną oczywiście przez Bartka. I po zagłębieniu się w spis treści ta katastrofa zadzieje się pewnie w kolejnej części. I kurcze, czuję, że to nie skończy się happy endem.
    Pozdrawiam! P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po artykule w Logo spodziewałam się czegoś więcej, mam jakiś niedosyt. Chyba wina redaktora, nie samego Bartka. Ale fakt, po tym wywiadzie wydaje się zupełnie inny, niż tu, na pewno dojrzalszy. Ale to jest przecież tylko fikcja, a baza tej historii, prolog, powstała lata temu;)
      Happy endy? Zdarzają mi się. Tylko czy Bartek i Anika mają na to jakieś szanse? Na razie jest dobrze. Na razie wszystko się układa. A jak będzie dalej, to się zobaczy ;)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Witaj kochana!

    Dobrze wiesz, co czuję, czytając to opowiadanie. Motyle w brzuchu, łzy w oczach i podziw - to przede wszystkim. Nie potrafię znaleźć jednej rzeczy, która by się nie podobało.
    Trudno mi tu zebrać myśli, jest ich tak wiele.
    Nagle zrobiło się dobrze, lepiej. Wszystko wygląda bardziej pozytywnie i nawet to, że motywacja Bartka nie jest dobra nie boli aż tak. Może inaczej, intencje Bartka są dobre, bo przecież robi, próbuje się zmienić w imię miłości do Aniki, ale ten Kacper, nasz kochany szkrab wydaje się być wciąż na dalekim miejscu, jest tłem. Aż się chce przytoczyć powiedzenie: przez żołądek do serca i zamienić słowo 'żołądek' na Kacpra. I to jest przykre, bardzo. Bo dziecko chce być kochane, matka chce, żeby ojciec kochał dziecko, a Bartek... Owszem, były prezenty, choinka, może nawet atmosfera, ale dla kogo on to robi? Dla dziecka? Chyba nie.
    Mimo tego to wszystko wygląda dobrze i można mieć nadzieję, że tak będzie już do końca, chociaż ja przeczuwam, że nie będzie...
    Bartek kocha Anikę, ale czy kocha też Anikę z dzieckiem, ich dzieckiem. Tego nie jestem pewna.

    Odbierał to, co mu się należało. Bo ona była jego.
    Nie wiem, czy Bartkowi cokolwiek się jeszcze należy.

    Jednak nie mogę ukryć, że kocham tego Bartka i czuję to mimo bólu jaki mi sprawia, zachowując się właśnie w taki sposób.

    Nim i moją Anastazją powinien ktoś porządnie potrząsnąć. Może niektóre szufladki w mózgu zamknęłyby się, a inne otwarły i coś by się im rozjaśniło pod kopułą.

    Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej i smucisz się mocno. Bardzo mnie to boli, że ktoś tak wspaniały i piękny się smuci. Więc nie smuć się.

    Ściskam.
    Zuziek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz pojęcia, jak bardzo zawsze czekam na Twoje komentarze i jak bardzo je uwielbiam. I po nich zawsze muszę pozbierać myśli, bo zawsze trafiasz w sedno;)
      Bartka proponuję wytargać za uszy, bardziej odstające już pewnie nie będą. Bo jego motywacją jest Anika, cały czas. Kacper jest cały czas gdzieś z boku, istnieje, trzeba się z tym pogodzić. Nic więcej.
      Dzięki wielkie♥

      Usuń
  4. Boże Narodzenie to czas cudów, nieprawdaż? Chciałabym wierzyć, że to Boże narodzenie wreszcie przyniesie życiu Anniki trochę spokoju i stabilności, że Bartek wreszcie weźmie odpowiedzialność za wszystkie błędy swojego życia, że we trójkę będą wreszcie prawdziwą rodzinę.
    Ale cholera, trochę Cię już znam, Grin, i trochę mnie to przeraża.
    W każdym rozdział magiczny i tak cudownie się go czytało. No i Baltek Tulek hahaha <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas cudów, jakieś cuda już się wydarzyły, prawda?;) Bartek łapie kontakt z Kacprem, Anika dała mu szansę. Tylko czy Bartek z tej szansy skorzysta, czy tym razem nic nie zepsuje? Bo jego motywacja się jednak nie zmieniła.
      Kocham♥

      Usuń