Opowiadanie fanfiction, tylko wytwór mojej chorej wyobraźni.
Nie ma na celu urażenie kogokolwiek.
Ostrzegam, występują wulgaryzmy

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

[Post scriptum] W nas jest raj, piekło i do obu szlaki



Drogi Kacprze!
Właściwie to ten list nie powinien się tak zaczynać, prawda? Powinien zaczynać się od słów "kochany synku" albo "moje najwspanialsze dziecko". A jednak zaczynam w ten sposób, oficjalny, pozbawiony ładunku emocjonalnego. Dlaczego? Przecież wiesz.
Przecież nie jesteś moim synem, a ja nie jestem twoim ojcem. Kim dla ciebie jestem? Kim ty jesteś dla mnie?
Jesteśmy sobie obcy, bo odebrałem nam szansę poznania się. Jednym egoistycznym wyborem zniszczyłem świat trzech osób. Twój, mój i Twojej matki. Aniki.
Właściwie to dlaczego piszę ten list? Przecież i tak nie zamierzam go wysyłać. Nie znam Twojego adresu, a Ty nie znasz mnie. Nigdy nie chciałem Ciebie w moim życiu. Nigdy Ciebie nie planowałem. Jesteś wpadką, przypadkiem, jesteś niechciany. Przynajmniej przeze mnie. Bo Twoja matka przecież kocha Cię nad życie. Poświęciła dla Ciebie swoje życie. Poświęciła dla Ciebie mnie.
Dlaczego piszę ten list? Dlaczego akurat dzisiaj? Jest ósmy sierpnia. Kończysz dzisiaj osiem lat. Osiem lat temu ja przegrałem wszystkie swoje marzenia. Nawet nie przez Ciebie, przynajmniej nie bezpośrednio przez Ciebie. Osiem lat temu, w Londynie, przegrałem marzenia o medalu olimpijskim. A potem było coraz gorzej. Potem przegrywałem wszystko.
Dwa lata później zabrakło mnie w kadrze na Mistrzostwach Świata. Siedziałem przed telewizorem, tak jak teraz, i patrzyłem, jak moi przyjaciele odbierają moje medale i moje nagrody. Miałem tam być. Miałem być tam gwiazdą, tak jak jeszcze dwa lata wcześniej, kiedy wygrywałem Ligę Światową.
Ale wtedy już nie było przy mnie Twojej matki, Aniki. Jedynej osoby, którą kochałem. Nadal kocham. Wtedy nie miałem już nic do stracenia, ale nie miałem też już o co walczyć. Bo Anika zniknęła z mojego życia. Chociaż nie, nie zniknęła. Sam ją z niego wyrzuciłem, wyrzucając z mieszkania, kiedy powiedziała mi o Tobie.
Chciałem być jej rycerzem na białym koniu, okazałem się tylko rycerzykiem w plastikowej zbroi.
Patrzę w telewizor, na ludzi, których znam, jeszcze do niedawna graliśmy razem w kadrze. W większości są młodsi ode mnie, ale przecież nie wszyscy. Miałem tam z nimi być. Nie dostałem tej szansy, bo byłem za słaby, zbyt dumny, zbyt pewny siebie. I zły. Przecież taki też jestem. Po prostu zły.
Nie ma mnie tam, gdzie powinienem być, z moimi przyjaciółmi z boiska. Patrzę w telewizor, znowu oglądam na ekranie, jak oni spełniają moje marzenia. Medal Igrzysk Olimpijskich, który wisi na szyi Dawida, kiedyś mojego zmiennika, teraz podstawowego gracza drużyny. Drużyny, w której już nigdy nie będzie dla mnie miejsca.
Jakby Twoja matka, odchodząc, zabrała ze sobą cały mój talent do tej gry.
Jestem zły i nie zasłużyłem, żeby tam z nimi być, na tym pomarańczowym boisku, ze złotym krążkiem na szyi, z iskrami szczęścia w oczach. Jestem zły i nie zasłużyłem, żeby móc codziennie zasypiać i budzić się obok Twojej matki, obok mojej Aniki.
Przecież ją kocham.
Czy ludzie są źli z natury? Czy jakieś czynniki wpływają na nas, na to, jacy jesteśmy? Czy mogłem coś zmienić, pohamować swój egoizm, być innym, lepszym człowiekiem, siatkarzem, partnerem i ojcem?
A co, jeśli nie ma złych ludzi, co, jeśli jesteśmy tylko marionetkami w czyichś rękach i nie mamy wpływu na własne decyzje? A co, jeśli to zło nie jest złem, tylko słabością, oznaką naszego człowieczeństwa? Może nie jesteśmy źli, może po prostu robimy złe rzeczy i dokonujemy złych wyborów.
Szukam odpowiedzi w nieodłącznej butelce whisky, ale tam ich nie ma. Może Ty potrafiłbyś mi ich udzielić.
Ale przecież Ty nie istniejesz dla mnie, a ja nie istnieję dla Ciebie.
Przecież Ty nie jesteś moim synem, a ja nie jestem Twoim ojcem.
Wszystkiego najlepszego... synku.
Chyba chciałbym mieć szansę Cię poznać.
I odkupić winy.

Twój ojciec. Bartek.

~*~
Przyszedł do mnie Barteczek. Ostatnio rozmawiałam z niezastąpioną Annie o tym, czy ludzie są źli, co to znaczy być złym. I nie przestawałam się zastanawiać, co się z moim Bartkiem mogło stać.
Nie umiem o tym Bartku zapomnieć. 
Annie, dziękuję. Za każdą rozmowę, za Twoje opowiadanie. Za wszystko.