Za wszelką cenę starała się unikać Kurka, ale nie mogła
mu zabronić kontaktów z Kacprem, na które on coraz częściej nalegał. Obiecała
przecież, że nie będzie utrudniać, jeśli zechce nawiązać więź z synem.
Bała się tych spotkań, bała się momentów, kiedy Kacper
biegł do pokoju po zabawki i zostawała z Bartkiem sam na sam. Coraz częściej
nalegała na zabawę w parku czy na placu zabaw, wśród ludzi, w miejscu
publicznym, jeśli Bartek się nie zgadzał, zapraszała Ignaczaka z dziećmi, które
jej syn przecież uwielbiał. Bała się Kurka, bała się tego, co mógł zrobić, bała
się tego, czego ona sama w głębi serca chciała.
Chciała jego bliskości, dotyku, tęskniła za nim. Chciała
do niego wrócić, dać mu szansę, znowu poczuć tę radość bycia razem, i zrobiłaby
to, gdyby nie Kacper. Chciała oszczędzić chłopcu tego wszystkiego, z czym mogło
wiązać się wkroczenie w ich życie Bartka. Nie mogła narażać syna na cały ten niepokój związany ze zmianami w jego
życiu, na dezorientację, na ból i rozczarowanie, gdyby Bartek z nich znowu
zrezygnował.
Powstrzymywała samą siebie, kontrolowała się przy nim,
kontrolowała się w rozmowach z Ignaczakiem, udając, że nic się nie stało, że
wszystko jest w najlepszym porządku. Starała się unikać tematu wizyty Kurka, po
której Krzysiek zastał ją drżącą w przedpokoju, wpatrzoną w rozdeptany przez
siatkarza bukiecik stokrotek. Igła nie drążył, nie dopytywał, czekał
cierpliwie, aż sama będzie gotowa, żeby mu wyjaśnić, co wtedy się stało.
I tylko nocą, kiedy Kacper już spał, a ona leżała sama w
łóżku, w pogrążonym w mroku pokoju, po policzkach płynęły jej łzy, bo nigdy nie
przestała za Bartkiem tęsknić.
Kacper śmiał się głośno na huśtawce popychanej lekko
przez Sebastiana. Obserwowała chłopców z uśmiechem, siedząc na ławce obok
Krzyśka.
– Fajne masz dzieciaki – mruknęła do siatkarza. Nie
odpowiedział, spojrzał na nią uważnie. Była spokojna, opanowana, jak zawsze.
Tylko raz widział, jak straciła nad sobą kontrolę. Wtedy, kiedy Kacper był u
niego, a do niej przyszedł Bartek.
– Anika... – zaczął niepewnie. Nie chciał naciskać, ale
martwił się o nią. Czasami łapał się na tym, że myślał o niej jak o swojej
młodszej siostrze. Przypominała mu jego własną siostrę, Karolinę. Tak samo
uparta, dbająca o innych, kontrolująca się, żeby nie zdradzić najmniejszych
oznak bólu czy niepokoju.
– Wiem, o co chcesz zapytać – powiedziała. – O Bartka. O
to, co się stało.
Przygryzła wargi, cały czas obserwując syna bawiącego się
z dziećmi Ignaczaka. Najważniejszy był zawsze Kacper. Ona się nie liczyła.
– Nie chcę, żeby małemu stała się jakaś krzywda –
mruknęła. – Żeby ktoś go zranił.
– Ktoś, czyli Kurek – dokończył Ignaczak. – Może nie
powinienem tego mówić, bo to mój kolega z kadry i klubu, ale jest czasami
niedojrzałym palantem, wiesz o tym, prawda?
– Zdążyłam się przekonać – odparła. – Krzysiek, słuchaj,
nie chcę, żeby moje osobiste sprawy w jakikolwiek sposób wpływały na twoje
relacje z Bartkiem – powiedziała powoli. - Gracie razem w klubie, musicie jakoś
współpracować.
Uśmiechnął się krzywo, cały czas ją obserwując. Nie
patrzyła na niego, przygryzała wargi.
– Bartek zachowuje się jak dzieciak, jak rozkapryszona
księżniczka, i to już od dawna. Chyba od Ligi Światowej, tej wygranej. Jakby
nagle poczuł się bogiem.
Zadrżała, spuściła wzrok. Kacper śmiał się głośno.
– Byłam tam – szepnęła. – Pojechałam na finał,
rozmawiałam z nim. Zapytał... zapytał, czy pozwoliłabym mu wrócić. Nie
pozwoliłam.
Zamilkła. Jej syn bawił się, śmiejąc radośnie. Główny
powód, dla którego nie chciała wpuścić Bartka do swojego życia. Chciała chronić
Kacpra.
– Może to moja wina, Krzysiek. Może to przeze mnie taki
jest. Ale...
– Ale chciałaś chronić siebie i małego – dokończył
Ignaczak. – To nie jest twoja wina, Anika. To tylko i wyłącznie jego wina. To
on zachowuje się jak rozpieszczone dziecko. I właśnie dlatego się wycofałaś, bo
wiesz, czym to by się mogło skończyć.
– Ale ja go... – zaczęła impulsywnie i zamilkła, znowu
przygryzając wargi.
– Ale ty go kochasz – westchnął. – I na to nic ci nie
poradzę.
Wiedziała, czego chciała i wiedziała, czego potrzebował
jej syn. Wiedziała też, że te dwie rzeczy nie mogły się pokryć.
Przegrali trzeci mecz z rzędu, i to na własnej hali.
Robił, co mógł, ale brak zmiennika wyraźnie dawał mu się we znaki. Był
zmęczony, marzył o jednym secie, który mógłby spędzić w kwadracie, ale nie miał
na to szans. Przez kontuzję Jochena został jedynym atakującym i nie mógł
pozwolić sobie na jakikolwiek odpoczynek.
A jego myśli zaprzątała Anika.
Zbyt mocno wryła mu się w głowę, by był w stanie teraz o
niej zapomnieć. Widział ją, przez cały czas. Przed zaśnięciem, kiedy zamykał
oczy, sam w wielkim łóżku, w ciemnym mieszkaniu, kiedy Rzeszów już spał, a ona
spała w tym samym mieście. Widział ją podczas treningu na siłowni, w każdej
blondynce mijanej na ulicy, widział ją podczas meczów, chociaż przecież na nie
nie chodziła. A kiedyś, w Bełchatowie, była na każdym.
Wryła mu się w umysł, czuł się, jakby miał jej imię
wytłoczone na korze mózgowej, pod czaszką, pulsujące, nie dające o sobie
zapomnieć. Anika, Anika, Anika. Prawie jak bicie serca.
Z wściekłością uderzył pięścią w poduszkę. Znowu go
unikała, uciekała, znowu wszystko spieprzył. Nic ostatnio nie układało się tak,
jak powinno.
W mieszkaniu panowały ciemności, Rzeszów za oknem spał od
dawna. Wpatrywał się w sufit swojej sypialni, sam w zbyt dużym łóżku, wściekły
na siebie, wściekły na Anikę, wściekły na wszystkich. Nienawidził tej
samotności. W pewien sposób zdążył się do niej przyzwyczaić, najpierw w Rosji,
potem we Włoszech. Ale wrócił do Polski, trafił do Rzeszowa i znowu na jego
drodze stanęła Anika. Jedyna, którą kiedykolwiek kochał, bo przecież ją kochał,
w ten swój dziecinny, popaprany, niedojrzały sposób. Kochał i nigdy kochać nie
przestał.
Impulsywnie sięgnął dłonią pod poduszkę, wyjął telefon. Wystukał
krótką wiadomość, dwa słowa, wysłał. Schował urządzenie i znów wlepił wzrok w
sufit.
Kocham cię.
Kochał ją.
Tej nocy nie zasnął, leżał w łóżku, chodził po
mieszkaniu, stał przy oknie, opierając się dłońmi o parapet. Nerwowo zerkał na
telefon i znowu chował urządzenie pod poduszkę. Nie odpisała, nie zareagowała
na jego wiadomość, krótką, niepotrzebną, wysłaną pod wpływem splątanych emocji.
Może po prostu spała, zmęczona pracą, studiami, opieką nad dzieckiem, może nie
chciała z nim rozmawiać, może bała się przyznać, że ona też go kocha.
Bo przecież go kochała.
Nad ranem, kiedy słońce już budziło Rzeszów, telefon
wciśnięty pod poduszkę zabrzęczał krótko.
Wiem,
Bartuś.
Uśmiechnął się lekko, wpatrując w ekran komórki. Zawalczy
o nią. Odzyska ją.
Musi.
Mecz, który miał dać przełamanie, faktycznie wygrali.
Rozbili Lennik bez straty seta, wreszcie zagrali dobrze, na swoim poziomie.
Wydawało się, że odczarowali Podpromie, że wszystko wracało do normy. Następnego
dnia bawił się z Kacprem na placu zabaw, chłopiec coraz bardziej mu ufał, ale
Anika nadal się dystansowała, uciekała od niego. Irytowało go to, przecież ze
względu na nią w ogóle spotykał się z Kacprem. To o nią walczył.
Drużyna Bednaruka wydarła im dwa pierwsze sety, mogli z
wściekłości gryźć parkiet, nic nie funkcjonowało. Kowal szukał sposobu na
Politechnikę, za Drzyzgę na boisku pojawił się Tichacek, potem Kurka zmienił
wypożyczony z ZAKSY Witczak. Rzeszowianie doprowadzili do piątego seta, w ich
serca wkradła się nadzieja, że może wreszcie odczarują też Plusligę. A potem
tie-breaka przegrali.
Z Podpromia wracał piechotą, samochód zostawił pod halą. Szedł
wolnym krokiem przez park, ten sam, w którym pierwszy raz od trzech lat zobaczył
Anikę. Na placu zabaw, na którym wtedy siedziała z Kacprem, kręciło się kilkoro
dzieci, czujnie obserwowanych przez rodziców. Dostrzegł kilku ojców, wyraźnie
dumnych ze swoich pociech. Uśmiechnął się blado. Gdyby nie stchórzył, byłby jednym
z nich. I cały czas miałby u boku Anikę.
Nie miał ochoty na jakiekolwiek rozmowy, na jakiekolwiek
zainteresowanie. Zbył dwie dziewczynki, które poprosiły go o autograf,
zignorował kibica pytającego o zdjęcie. W trakcie nieobecności Achrema na
boisku to Kurek pełnił funkcję kapitana i starał się robić to najlepiej, jak
umiał. Ale nie wychodziło, nic im nie wychodziło.
Nagle zdał sobie sprawę, że nie idzie w stronę własnego
mieszkania. Nogi poniosły go w zupełnie inną część Rzeszowa, tam, gdzie
mieszkała Anika. Zacisnął dłonie w pięści. Nie mógł, nie chciał tam teraz iść.
Był wściekły, bo ona od niego uciekała, a on nie potrafiłby nad sobą zapanować.
Bo potrzebował pocieszenia, zapomnienia, potrzebował jej ramion, dotyku i warg,
ale ona by mu tego nie dała.
Potrzebował jej, tak bardzo potrzebował Aniki w swoim
życiu.
Zatrzymał się, wyjął komórkę z kieszeni. Doskonale znany
numer, wyuczony przez lata przyjaźni.
– Piter, masz czas? – spytał.
– Jasne, co jest?
– Chciałem pogadać – mruknął. Nowakowski milczał przez
chwilę.
– Gdzie jesteś?
Kurek rozejrzał się. Park, jeden z wielu w Rzeszowie, a
wszystkie do siebie podobne. Nie znał dobrze tego miasta, o wiele lepiej czuł
się kiedyś w Bełchatowie. Ale tam była z nim Anika.
– W parku – odparł. – Gdzieś między Podpromiem a
mieszkaniem Aniki.
– Jasny gwint, Kuraś – jęknął środkowy. – Co ty znowu
kombinujesz?
– Nic nie kombinuję – burknął. – Przyjedziesz tu czy mam
się wlec na to twoje zadupie?
Nowakowski milczał przez chwilę.
– Przyjadę, tylko określ mniej więcej, gdzie jesteś, bo
parków w Rzeszowie jest sporo, a nie mam pojęcia, w którą stronę od Podpromia
idzie się do Aniki.
Bartek rozejrzał się, upewniając się, że to ten sam park,
w którym razem z przyjacielem spotkał dziewczynę z ich synem.
– Tam, gdzie spotkaliśmy wtedy Anikę – powiedział. –
Trafisz?
– Znam Rzeszów lepiej niż ty Bełchatów – odparł
Nowakowski. – Jak wiem, gdzie, to na pewno trafię. Za pół godziny jestem.
Kurek zakończył połączenie i opadł z westchnieniem na najbliższą
ławkę. Rozglądał się, podświadomie szukając wzrokiem Aniki. Nie było jej.
Czekał na przyjaciela, próbując uciszyć kotłowaninę myśli
w jego głowie.
Nowakowski z cichym westchnieniem usiadł na ławce obok
przyjaciela. Bartek nie odwrócił głowy, niewidzącym wzrokiem wpatrzony w kupkę
liści pod drzewem.
– Co ty chciałeś zrobić? – spytał Piotrek. Kurek wzruszył
lekko ramionami.
– Właściwie sam nie wiem – mruknął. – Nie zastanawiałem
się, gdzie idę. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że jestem coraz dalej od
własnego domu, a coraz bliżej mieszkania Aniki.
Odruchowo zacisnął dłonie w pięści. Tęsknił za nią, a ona
przed nim uciekała.
– Piter, co ja mam zrobić? – zapytał nagle. – Staram się
o nią walczyć, ale nie potrafię, nie wiem, jak, co zrobić. Jak ją odzyskać?
Nowakowski nie odpowiedział, spojrzał badawczo na
przyjaciela. Wydawał mu się zagubiony, niepewny siebie, kompletnie rozbity
psychicznie. Nie jak ten pewny siebie, odważny i pyskaty Bartek, którego tak
dobrze znał.
– Chłopie, co ja mam ci powiedzieć? – jęknął środkowy. –
Ja nawet nie znam Aniki. Nie wiem, jak ci pomóc.
Kurek uśmiechnął się blado.
– Czasami mam wrażenie, że ja też jej nie znam – mruknął.
– Zmieniła się. To nie jest ta Anika z Bełchatowa, w której się zakochałem.
Ale...
– Ale nadal ją kochasz – dokończył za niego Nowakowski. –
Bartek, psiakrew, weź się w garść, bo zaczynasz się zachowywać jak
rozkapryszona księżniczka. A to nie wychodzi na dobre Resovii. Chryste, jak ja
chciałbym móc tam z wami grać.
Kontuzja wykluczyła Nowakowskiego z gry na kilka
miesięcy, skazany na siedzenie na widowni środkowy musiał obserwować bezsilność
swojej drużyny, przegrywającej kolejne mecze na własnym terenie.
Obserwował miotającego się przyjaciela, wyraźnie
zagubionego, zarówno na boisku, jak i w życiu prywatnym.
– Weź się w garść, porozmawiaj z nią i zacznij się
zachowywać tak, jak przystało na dorosłego faceta, który kiedyś zrobił
dziewczynie dziecko – mruknął, podnosząc się. – Muszę spadać, Ola czeka.
Bartek został sam, czuł narastającą wściekłość.
Ale nie mógł nie przyznać Piotrkowi racji.
Kacper bawił się z Sebastianem i Dominiką, siedzieli
razem na podłodze eleganckiego salonu Ignaczaków, budując wieżę z klocków. Krzysiek
wpatrywał się z uporem w Anikę, siedzącą na skraju kanapy, nerwowo zaciskającą
dłonie w pięści.
– Nie możesz cały czas przed nim uciekać – mruknął
Ignaczak. – Tak się nie da.
Blondynka wzruszyła ramionami, kątem oka zerkając na
roześmianego syna.
– Boję się, doskonale o tym wiesz. Boję się o Kacpra i
boję się o siebie. Raz przeżyłam jego odejście, drugi raz mogłabym nie dać
rady. Więc wolę po prostu nie ryzykować.
Skubała skraj bluzki, odruchowo przyglądając się dzieciakom.
– Ale wcale nie jest ci łatwiej, jak go cały czas unikasz
– zauważył Ignaczak.
– A jak przestanę go unikać to w końcu się poddam, a to
nie skończy się dobrze – mruknęła. – Krzysiek, wolę cierpieć sama, niż narazić
na to małego.
Spojrzała na syna. Jasne, potargane włoski, długie rzęsy
rzucające cienie na zarumienione od śmiechu policzki. Oczy, niebieskie, takie
same, jak jego ojca.
Ignaczak uśmiechnął się blado. Jego córka podawała
Kacperkowi klocki, cierpliwie pomagając zbudować kolejną wieżę.
– Kacper jeszcze nic nie rozumie, ale jak będzie widział
taką matkę to nie będzie to dla niego dobre – mruknął. – Schudłaś, Anika –
zauważył. – Blada jesteś.
Wzruszyła lekko ramionami.
– Zdarza się – odparła. – Ostatnio nie mogę zasnąć.
Ignaczak westchnął cicho.
Znowu zaświtało mu w głowie, że Anikę traktuje jak
młodszą siostrę. Martwił się o nią, chciał jej pomóc, ale nie mógł. Pomóc mógł
jej tylko Kurek, a on przecież się do tego nie nadawał. Nie nadawał się do
bycia ojcem.
Jego telefon na stoliku zawibrował nagle, wygrywając irytującą
melodyjkę domyślnego dzwonka. Odebrał natychmiast, rzucając przepraszające
spojrzenie dziewczynie.
Przyglądała mu się z uwagą, dostrzegając, jak z jego
twarzy znikają rumieńce, a źrenice rozszerzają się. Udzielił jej się strach
Krzyśka, zaczęły jej drżeć dłonie.
Odłożył powoli komórkę na stolik, przyglądając jej się
szeroko otwartymi oczami.
– Co się stało? – spytała cicho. Dominika nadal bawiła
się z Kacprem, ale Sebastian wpatrywał się w ojca, wyczuwając jego niepokój.
Odwrócił wzrok, popatrzył na dzieciaki, syna Aniki bawiącego się z jego córką,
wystraszonego Sebastiana.
– Iwona niedługo wróci, ściągnę ją do domu, jest u
koleżanki – powiedział. – Kacper zostanie u nas na noc. Kacperek, chcesz zostać
z Domi i Sebkiem? – zapytał. Chłopiec radośnie pokiwał głową.
– Pobawimy się w powtory! – zawołał, śmiejąc się.
Ignaczak powoli wypuścił powietrze z płuc.
– Krzysiek, psiakrew, co się stało? – wysyczała. Spojrzał
na nią, zaciskając dłonie w pięści.
– Jak Iwona wróci musimy jechać do szpitala – powiedział
cicho, starając się, by jego słowa nie dotarły do uszu dzieciaków.
– Chryste, Krzysiek, powiedz wreszcie, co się stało! –
jęknęła.
– Pit dzwonił, Bartek jest w szpitalu, bo się najebał,
wdał w jakąś bójkę i musieli go odwieźć na szycie – prychnął. – Zaraz będzie miał na karku policję, a o
grze w Resovii i wyjeździe do Berlina na kwalifikacje może zapomnieć.
– Idiota – syknęła, zaciskając dłonie w pięści.
Ale przecież tego idiotę kochała, pomimo nienawiści.
~*~
Wrzucam rozdział bez sprawdzenia, bo zaczynałam czytać go pięć razy i gubiłam się w połowie pierwszej strony, przepraszam. Chciałam dziś, rozumiecie.
MAMY TO!
Biję pokłony, uwielbiam tę bandę, Kubiak na prezydenta, wiecie, o co chodzi.
Powtory zaczerpnięte od mojej bratanicy swoją drogą.
I pierwszy raz w życiu mam wyrzuty sumienia, bo Bartek taki dzielny, tak pięknie grał, a ja dla niego taka niemiła znowu.
Standardowo - NAJLEPIEJ!
OdpowiedzUsuńKuraś dalej chujkiem i to głupim chujkiem, no ale dziś i tak go kochamy. :D
A Igła jako przyjaciel - to też wiadomo.
N A J L E P I E J !
Mówiłam, że kocham jak piszesz?
Wspominałaś coś♥
UsuńBardzo piękne. Bardzo pogmatwane. Bartek to dzieciak. To wiadomo. Bywa, że dzieci mają dzieci. To też wiadomo. Nigdy bym wyrosnietemu pieciolatkowi własnego dziecka nie oddała. Choćby nie wiem jak mówił, że kocha. I nie pozwolilabym sobie na drugą szansę, widząc, że nic się nie zmieniło.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo udany, dający do myślenia. Gratuluję :)
P.S. nawet jeszcze teraz, po ośmiu godzinach, puls Mi(s)kacz(e), a serducho Łomacze jak oszalałe, kiedy pomyślę z jakiego koszmaru udało się wyjść. (Wiem, że to było niesamowicie suche, ale musiałam to napisac) :)
Bardzo dziękuję!:)
UsuńJak to było? Smyramy się o to Rio? To w Tokio się smyrniemy już skutecznie!
Jezu, jak ja uwielbiam Twojego Bartka! Z każdym rozdziałem bardziej. Niepoukładany, impulsywny, zarozumiały ponad ludzkie pojęcie, mocno zły, ociupinę dobry, idealny. Gdybyś była dla niego miła nie byłby taki, nie zmieniaj taktyki, pisz tak jak sobie zaplanowałaś.
OdpowiedzUsuńJak zwykle dialog Nowakowski-Kurek jakby nagrany.
A to jest po prostu piękne: "Anika, Anika, Anika. Prawie jak bicie serca".
I tylko ostrzegam, tak po przyjacielsku, jeżeli swoją modą porzucisz to opowiadanie i nie dokończysz to Cię nic nie uratuje! Wystarczy, że do dziś się zastanawiam co się podziało z Gregorem w tych przerwanych historiach.
Tu możesz być spokojna, bo Bartek cały już napisany, skończony, leży sobie grzecznie w wordzie i czeka. Za porzuconego Gregora przepraszam, trochę mi głupio i trochę za nim tęsknię, ale chyba skokowo się wypaliłam, niestety.
UsuńCieszę się bardzo, że Bartuś jest mimo wszystko przez kogokolwiek lubiany, bo nie powiem, łatwy do lubienia nie wyszedł. Ale takie było założenie, więc się cieszę tym bardziej, że się w miarę udało:)
Dziękuję bardzo!
Jak Ty to zrobiłaś, że przedstawiłaś Bartka takiego jakiego sobie kiedys wyobrażałam? Jesteś niesamowita, serio ;D
OdpowiedzUsuńI w tym momencie widzę, że się zmienił. chodzi mi teraz o prawdziwego Bartosza Kurka, ale nadal do mnie nie trafia...
Ja osobiście Bartka bardzo lubię, lubiłam od dawna. Widać, że się zmienił, wydoroślał. Chyba pomogło mu oglądanie mistrzostw w telewizji.
UsuńDziękuję:)
Ojej, dlaczego ja przegapiłam nowy rozdział? :(
OdpowiedzUsuńAle jestem! I powiedz mi, jak mam nie tracić resztki sympatii do Kurka, gdy on nawet przed sobą nie ukrywa, że Kacperka traktuje, jako "dojście do Anniki". Niedojrzale, instrumentalnie, szczeniacko. I jeszcze upija się i wdaje w bójki. Szczyt nieodpowiedzialności i ja się wcale nie dziwię Annice, że - mimo miłości do Bartka - trzyma go na dystans. Okej, ja wiem, że on potrzebuje czasu, no ale to najwyższa pora, by się ogarnąć.
I muszę Ci powiedzieć, że nieźle przestraszyłaś mnie z tym szpitalem. Znając Ciebie, podejrzewałam najgorsze. Więc nawet jeśli wplączesz w Bartka jakąś kontuzję, to chłop i tak miał szczęście xD
Wiesz, że uwielbiam!
Bartek jeszcze po szpitalu i tej akcji nie widział Aniki, więc może być z nim różnie:D
UsuńBartek się zachowuje jak szczeniak i w sumie ciężko go tutaj lubić, wieem. I trochę się z tego cieszę, bo mniej więcej taki miał wyjść, chciałam pokazać jego intencje. Cieszę się, że wyszło:)
świetny rozdział może to co się teraz stanie przemówi Bartkowi do rozumu i zacznie Anike postrzegać nie tylko jako kandydatkę na dziewczynę ale również jako matkę swojego kilku letniego życia
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i na kiedy planujesz następny
Bartkowi do rozumu przemówić ciężko, okaże się, czy to pomoże:)
Usuńnastępny zapewne pojawi się w piątek:)
No laska, ale ze mnie idiotka. Tydzień spóźnienia to już bezczelność z mojej strony, ale uwierz mi, ostatnie dni to była jedna wielka bitwa.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że przeczytałam od razu, już płacząc, bo wiedziałam, że mój rozdział przepadł.
Ta historia jest piękna i tak cholernie trudna i przykra. To tak cholernie, kurewsko złe, że dwójka osób, która się kocha (bo kocha, nie wątpię w to) tak się szarpie i nie może być razem z własnej ( czytaj: z Bartka) głupoty.
No idiota, to prawda. Do tego palant i kretyn, który myśli o konsekwencjach, który tupie nóżką i rzuca się na podłogę z rykiem. Ale nie potrafię się na niego długo gniewać, och, ja w ogóle nie potrafię się na niego gniewać.
Czy naprawdę musi dojść do jakieś tragedii, żeby się to wyprostowało? Chociaż nie, to się chyba nie wyprostuje nigdy. Czy jemu można wybaczyć to? Jak Bartkowi zaufać skoro on nie budzi zaufania tym co mówi, myśli, a na pewno nie tym co robi. Chciałoby się złapać tego chłopczyk za rękę i postawić do pionu.
Cóż, kolejny piękny rozdział.
Mogę zapytać o to, ile rozdziałów planujesz?
Zapraszam Cię do siebie, choć ten mój rozdział nie jest taki jaki powinien być.
Aha! Jeszcze jedno. Twój komentarz mi to przypomniał.
UsuńZarys opowiadania My niepokonani był skończony zanim zaczęłam pisać. Nie wiem, co wydarzy się w poszczególnych rozdziałach, ale wiem jak skończą wątki, kto i co zrobi. Wszelkie podobieństwo Norberta i Bartka jest przypadkowo i to nie jest plagiat twojego cudownego opowiadania. Marta miała dostać porządnie po dupie, a nie ma chyba niczego gorszego niż to co spotkało nasze dziewczyny.
Chociaż ja jednak uważam, że ta sprawa Norberta jest taka samo beznadziejna (żeby nie powiedzieć chujowa) jak to, że Marcie przyszło mieć za przyjaciółkę Nastkę.
Buziaki.
Hej, spokojnie, przecież ja wszystko rozumiem i podziwiam Cię, że odtworzyłaś swój rozdział, zresztą w mistrzowskim stylu!
UsuńBartek wszystko komplikuje, wszystko wina Bartka. I taka jest prawda, bo on nawalił pierwszy, lata temu, kiedy wywalił Anikę z domu. Wszystko, co później, jest pokłosiem tej jednej jego decyzji.
Czy coś się wyprostuje? Trzeba czekać, bo ta para generalnie w trakcie pisania robiła totalnie co chciała, kompletnie mnie nie słuchali.
Rozdziałów planuję osiem plus epilog, tyle leży już napisane, skończone:)
Nie podejrzewałam Cię o żaden plagiat;) po prostu zauważyłam, że podobnie wymyśliłyśmy wątki, tyle tylko, że u Ciebie jest raczej jakby drugoplanowym, bo jednak główną postacią jest Nastka, u mnie jest osią, wokół której kręci się cała historia:)
Usuń