Kochała Kurka, nie potrafiła tego ukryć, nie przed samą
sobą. Nie umiała o nim zapomnieć, bo codziennie przypominał jej o nim Kacper,
patrząc na nią oczami Bartka. Chłopiec bawił się na dywanie, obserwowany przez
matkę.
Była zdenerwowana, znowu przez Kurka drżały ją dłonie.
Miał przyjść po meczu z Jastrzębskim Węglem, odwiedzić Kacperka, poznać swojego
syna. Bała się tej wizyty. Kątem oka obserwowała mecz na ekranie telewizora,
szukając emocji na twarzy Bartka. Wydawał się być zdenerwowany, krzyczał na
innych siatkarzy, wdawał się w niepotrzebne dyskusje z sędziami, przez co
został ukarany żółtą kartką.
– Denerwuje się – mruknęła, wpatrując się w ekran. – A
wtedy źle gra.
Kacper spojrzał na nią z zainteresowaniem, w rączce
ściskając ulubiony samochodzik.
– Mama okej? – zapytał. Uśmiechnęła się, patrząc na
synka.
– Tak kochanie, okej – odparła. Odpowiedział szerokim
uśmiechem i wrócił do zabawy, kompletnie usatysfakcjonowany jej słowami.
Bartek uderzył piłką w blok i mecz się skończył,
przegrali. Westchnęła cicho.
Wiedziała, jak zdenerwowany był po każdym przegranym
meczu, przecież niejednokrotnie go takiego widziała. Nienawidził przegrywać,
nienawidził okazywać się tym drugim, gorszym. Przegrana oznaczała brak kontroli
nad własnym życiem, a on uwielbiał kontrolować wszystko wokół niego.
Nie mógł kontrolować ciąży Aniki. I może to go tak
wystraszyło.
Czekała na niego, udając cierpliwość i spokój, obserwując
Kacpra, budując z nim garaż dla nowego samochodu. W telewizji pokazywali
kolejny mecz, odruchowo zerkała w ekran, zawodnicy Skry pewnie wygrywali z
siatkarzami z Gdańska, prowadząc już dwa do zera w całym meczu.
Głośne pukanie do drzwi. Kacper podniósł głowę znad
swojej budowli, patrząc na matkę z zainteresowaniem.
– Zaraz przyjdę – powiedziała do synka, siląc się na
ciepły uśmiech. Drżały jej ręce.
Bartek stał na korytarzu, nerwowo przestępując z nogi na
nogę. W dłoniach ściskał spory pakunek.
Otworzyła drzwi, odruchowo przygryzając dolną wargę.
Uśmiechnął się do niej, niepewnie robiąc krok w jej stronę.
– Mogę wejść? – spytał cicho. Skinęła głową, cofając się,
wpuszczając go do mieszkania.
– Cześć, Bartek – mruknęła w końcu. Wręczył jej pakunek i
zdjął kurtkę, rzucając ją niedbale na szafkę w przedpokoju.
– To dla małego – powiedział. Przyjrzała się prezentowi,
unosząc lekko brwi.
– Co to?
– Zdalnie sterowany samochód, który może sam złożyć,
jakieś książeczki do czytania, podobno fajne, klocki lego... – urwał, widząc
jej minę, chłodny, lekko ironiczny uśmiech.
– Bartek, on ma trzy lata. Jest na to jeszcze trochę za
mały – powiedziała powoli. Wzruszył lekko ramionami, przygryzając wargi.
– Nie znam się – mruknął. – Nie mam przecież dzieci.
Uśmiechnęła się smutno, odwracając głowę, zerkając na
Kacpra przez otwarte drzwi do salonu.
– No tak, ty nie masz dzieci – szepnęła. – Ja mam.
Postawiła pakunek na podłodze i poszła do syna, ukucnęła
obok niego, delikatnie głaszcząc jego jasne włosy. Kurek ruszył za nią, nieco
niepewnie, zbity z tropu faktem, że zapomniał, że ma syna.
Przecież sam pozbył się ich ze swojego życia, wyrzucił z
domu Anikę, kiedy tylko dowiedział się o jej ciąży. Nie miał praw do Kacpra,
sam się ich pozbawił. A ona dawała mu jeszcze jedną szansę.
Stanął niepewnie w progu, przyglądając się chłopcu. Malec
patrzył na niego z zaciekawieniem, ściskając dłoń Aniki. Blondynka uśmiechnęła
się do syna.
– Kacper, przywitaj się z panem – powiedziała cicho.
– Panem? – powtórzył, unosząc lekko brew. Nie
zareagowała, połaskotała lekko syna.
– Dzień dobly – wyseplenił Kacper. Pogłaskała go po
jasnych włosach, wstając i podchodząc do Kurka.
– A co mam mu powiedzieć? – syknęła. – Synku, to jest
twój tatuś, wiesz? Do tej pory miał się w dupie, bo się wystraszył, ale teraz
może do ciebie kilka razy przyjdzie? Przynajmniej póki pasujesz do jego
życiowego planu? – Uśmiechnęła się zimno. – Nie, Bartek. Na razie możesz być
dla niego tylko dobrym wujkiem. Ale na miano ojca jeszcze nie zasługujesz.
Odwróciła się, usiadła na dywanie, wyciągając w stronę
chłopca dłoń z zabawkowym samochodem. Wziął od niej zabawkę, uśmiechając się
szeroko, i zaczął jeździć samochodzikiem po dywanie, kompletnie ignorując
stojącego w progu Kurka.
– Usiądź – rzuciła Anika. – Nie stój tak w drzwiach,
przecież cię nie pogryzę.
Posłusznie usiadł na skraju kanapy, obserwując niepewnie
chłopca bawiącego się na podłodze.
Cały czas się denerwował, nie wiedział, co powiedzieć
Anice, co powiedzieć Kacprowi, czy w ogóle coś mówić. Nie miał pojęcia, jak
powinien się zachować.
– Anika, ja... – zaczął niepewnie. Spojrzała na niego,
uśmiechając się lekko, jedną dłonią podtrzymując wieżę z klocków budowaną wcześniej
przez jej syna.
– To chyba nie jest najlepszy moment na zwierzenia –
powiedziała. Kacper zamarł na moment z klockiem w drobnej dłoni, z zaciekawieniem
przyglądał się mamie. – Porozmawiamy później.
Odwróciła wzrok, rozebrała wieżę z klocków i przesunęła
zabawki w stronę syna.
– Pobaw się sam przez chwilę – poprosiła. Chłopiec
pokiwał grzecznie głową.
Wstała z podłogi, podeszła do kanapy, na której siedział
Kurek, uśmiechając się niepewnie. Usiadła obok niego, nerwowo zaciskając dłonie
w pięści.
– Kacper lubi kolorowanki – zaczęła cicho. – I samochody,
ale duże, małe są trochę niebezpieczne. Duże klocki, nie lego. Pluszaki też
lubi. Ostatnio je głównie parówki albo kanapki z dżemem, odmawia picia
jakichkolwiek soków, upomina się o colę. Muszę go oszukiwać, przelewam soki do
butelek po coli, wtedy wypije. Lubi mi recytować wierszyki z przedszkola, ale
mylą mu się słowa i wychodzą trochę głupoty. A, i ostatnio bawi się w potwory –
zaśmiała się.
Przyglądał jej się z uwagą. Zielone oczy Aniki
błyszczały, kiedy mówiła o chłopcu, obserwując go, wydawała się być
zrelaksowana, pewna siebie. Przestała zaciskać dłonie w pięści.
Pamiętał ją taką, z tych dobrych, wspólnych czasów, z
Bełchatowa, kiedy byli razem, kiedy się na niego otworzyła i wreszcie było im
dobrze.
Pamiętał ją taką i taką ją kochał.
– Anika... – powiedział cicho, miękko. Drgnęła, spojrzała
na niego. Nagle zobaczył strach w jej zielonych oczach.
– Nie, Bartek - szepnęła błagalnie. – Chciałeś poznać
Kacpra, więc go poznawaj.
Wstała z kanapy, zwiększając pomiędzy nimi dystans.
Chłopiec podniósł głowę znad zabawek, przyglądając się matce.
– Mamo, pić chcę – oświadczył. Pokiwała głową, ruszyła w
stronę kuchni.
– Spójrz na niego, pobaw się z nim – rzuciła w stronę
Kurka.
Wyszła z pokoju, zostawiając go samego z chłopcem.
Podniósł się, usiadł naprzeciw Kacpra na dywanie. Chłopiec zerknął na niego
nieufnie, w rączce ściskając ulubiony samochodzik.
– Chcesz się pobawić? – spytał niepewnie Bartek. – W
potwory?
Impulsywnie wyciągnął ręce w stronę Kacperka, jakby
chciał go przytulić, bo przecież to robią ojcowie. A on był ojcem, czy tego
chciał, czy nie.
Maluch potrząsnął głową, odsuwając się lekko od
siatkarza, niepewnie, jakby ze strachem. Kurek westchnął cicho.
On też się bał, jak jasna cholera. Nie potrafił zajmować
się dziećmi, nie miał pojęcia o wychowaniu takiego trzylatka, właściwie to nigdy nie chciał być ojcem. Czuł się w tym
wszystkim cholernie zagubiony, jak - paradoksalnie - małe dziecko, które
zgubiło mamę w wielkim centrum handlowym. Chciał uciec, wstać, wyjść i więcej
nie spotkać Kacpra, bo to wszystko go zwyczajnie przerastało. Ale został.
Został ze względu na Anikę, bo gdyby wyszedł, nigdy już by jej nie odzyskał.
Został, próbując przełamać nieufność Kacpra, przez ponad
godzinę budując kolejne garaże z klocków, zerkając na Anikę, kiedy bawiła się z
synem. Został, bo przecież chciał ją odzyskać. Chciał o nią walczyć.
Przychodził co kilka dni, za każdym razem przynosił
Kacprowi prezenty, już odpowiednie do jego wieku. Bawił się z nim, stopniowo go
oswajał. Polubił chłopca, choć nadal nie czuł się jego ojcem. Był bardziej jak
dobry wujek, który kupuje drogie zabawki i daje ukradkiem czekoladę, kiedy mama
nie patrzy. Starał się zajmować chłopcem, pokazać, że mu na nim zależy. Ale
zależało mu głównie na Anice.
Kochał ją, w ten swój niedojrzały, popaprany sposób,
chciał ją odzyskać, a wiedział, że jedyny sposób na dotarcie do Aniki to
nawiązanie kontaktu z jej synem. Ich synem.
Doskonale wiedział, o jaką stawkę toczyła się ta gra.
Nienawidził Aniki i jednocześnie ją kochał, i był tym wszystkim cholernie
zmęczony. Złością, tęsknotą, splątanymi uczuciami. Chciał, żeby wszystko znowu
było proste, jak kiedyś, w Bełchatowie. Chciał, mimo że wiedział, że tak proste
nie będzie. Przez istnienie Kacpra.
Starał się nad sobą panować, kontrolować każdy ruch,
każde wypowiedziane słowo, żeby tylko nie popełnić błędu, żeby jej nie
spłoszyć. Dopiero odzyskiwał stracone przed laty zaufanie, nie chciał znowu
rozpieprzyć wszystkiego, co z takim wysiłkiem starał się poukładać. Co starał
się osiągnąć. Ale potem patrzył prosto w oczy Aniki i wszystkie myśli w jego
głowie nagle się plątały. Tak bardzo chciał ją odzyskać.
Stanął przed drzwiami, w dłoni ściskając nieduży bukiet
stokrotek, zapukał głośno. Otworzyła po kilkunastu sekundach, w za dużym
podkoszulku, z włosami związanymi na czubku głowy.
– Kacpra nie ma, jest u Igły – powiedziała odruchowo.
Uśmiechnął się lekko, spoglądając na nią z góry.
– Wpuścisz mnie? – spytał. Wyciągnął przed siebie
bukiecik stokrotek. – To dla ciebie.
Uciekła wzrokiem w bok, zmieszana, cofnęła się o krok.
Wszedł do mieszkania, odruchowo wciskając jej w dłonie bukiecik i wieszając
kurtkę na haczyku przy drzwiach.
– Chciałem pogadać – mruknął.
– O czym?
Zrobił kolejny krok w jej stronę, uśmiechając się,
przekrzywiając lekko głowę. Patrzył jej prosto w oczy.
– O nas, Anika – szepnął.
Westchnęła cichutko.
– Nie ma nas, Bartek – odparła. – Dla dobra nas
wszystkich. Twojego, mojego, Kacpra... Na razie nie ma mowy o żadnych nas.
Odsunęła się od niego, ruszyła w stronę kuchni. Uciekała.
– Skoro już jesteś to zrobię herbatę – mruknęła.
Nie pozwolił jej odejść, chwycił ją za nadgarstek, odwrócił
w swoją stronę.
– Nie uciekaj – poprosił szeptem.
Stanął przed nią, zbyt blisko, patrzył na nią z góry, z
dziwnym błyskiem w niebieskich oczach.
– Bartek, co ty robisz? – spytała cicho. Nie
odpowiedział, pochylił się lekko, delikatnie odgarnął niesforny kosmyk włosów,
który wymknął się z kucyka, musnął opuszkami palców skórę jej policzka.
Zadrżała pod wpływem jego dotyku, ciało przypomniało sobie wszystkie reakcje i
mechanizmy sprzed lat. Nieświadomie wypuściła z dłoni bukiet stokrotek.
Chciała uciec, odsunąć się od niego, zwiększyć dystans,
zanim zawładnęłyby nią emocje, ale jej na to nie pozwolił. Położył jej dłoń na
plecach, przyciągając lekko w swoją stronę.
– Nie uciekaj – powtórzył. Przesunął kciukiem po jej
wargach, uśmiechając się delikatnie.
Znowu zadrżała.
– Proszę cię – jęknęła. Powoli pokręcił głową, pochylając
się nad nią. Ich twarze dzieliły już tylko centymetry, czuła jego gorący oddech
na swoich policzkach.
– Jesteś śliczna – mruknął. Pocałował ją delikatnie,
lekko muskając jej wargi swoimi. Westchnęła, fizyczne odruchy przejęły władzę
nad jej ciałem.
Wplątała mu palce we włosy, popchnął ją na ścianę,
przyciskając do niej całym ciałem, całując ją coraz intensywniej, coraz
zachłanniej.
Drgnęła nagle, zamarła, wyciszyła zmysły, znów zaczęła
kierować się rozumem. Uciekła przed jego pocałunkami, odwracając głowę, oparła
dłonie o jego klatkę piersiową, próbując go od siebie odepchnąć.
Podniósł głowę, patrząc na nią pytająco.
– Anika?
– Przepraszam, Bartek – szepnęła. – Nie mogę, nie
możemy...
Przekrzywił głowę, uśmiechając się lekko.
– Jesteśmy dorośli, nie raz to robiliśmy, a Kacper jest u
Ignaczaków – mruknął. – W czym problem?
Westchnęła, przestała na niego napierać, nagle taka
malutka i krucha.
– Idź już – poprosiła. – Idź już, Bartuś.
Drżała, skulona, oparta plecami o ścianę. Zacisnął dłonie
w pięści, odsuwając się od niej.
– Jak chcesz – warknął. – Kocham cię, Anika, ale do tego
trzeba dwóch osób.
Odwrócił się, wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Przygryzła wargi.
– Ja też cię kocham, Bartuś – rzuciła cicho w pustą
przestrzeń jej mieszkania. – Kocham cię szeptem, po cichu. Mogłeś nie zauważyć.
Szedł szybkim krokiem przez park, z wściekłości
zaciskając dłonie w pięści. Odepchnęła go, uciekła przed nim, nie dała mu tego,
czego chciał, i w tamtym momencie jej nienawidził.
Telefon zabrzęczał nagle w kieszeni jego dżinsów, wyjął
go, odebrał, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
– Kurek – warknął.
– Wyjaśnij mi, dlaczego Anika jest tak roztrzęsiona, a na
podłodze w przedpokoju leżą podeptane stokrotki.
Stanowczy, ostry głos Ignaczaka sprawił, że zatrzymał się
w miejscu, wzbudzając zainteresowanie spacerujących w parku ludzi.
– Nie moja wina – mruknął. – A kwiatków szkoda, ładne
były.
– Słuchaj, Kuraś, nie wiem, co między wami zaszło, pewnie
się nie dowiem, bo to nie moja sprawa. Ale powiem ci jedno. Jeśli znowu ją
skrzywdzisz, pożałujesz tego.
Zacisnął wolną dłoń w pięść, przymknął oczy.
– Co, Krzysiu się zakochał w małej, biednej Anice?
Powiedzieć Iwonie, że ma konkurencję? – prychnął. – Nie wpierdalaj się w
nieswoje sprawy, Igła.
Zakończył połączenie, z wściekłością wepchnął telefon do
kieszeni dżinsów.
Teraz nienawidził też Krzyśka.
~*~
W zasadzie to nie powinno tego rozdziału tu być, bo miałam najpierw dokończyć siódemkę, która drugi tydzień koczuje rozgrzebana w wordzie. Ale może warto zakończyć ten rok jakimś optymistycznym akcentem (optymistyczny to za dużo powiedziane, patrząc na ten rozdział, ale nic)
Życzę Wam wszystkim jeszcze raz dużo zdrowia, szczęścia, i oby ten nowy rok był lepszy od poprzedniego, bo przecież zawsze może być lepiej :)
Świętujcie, bawcie się, jutro nie miejcie kaca mordercy, a jeśli ktoś spędza Sylwestra w stolicy i zobaczy pięć dziwnych, śmiejących się z głupot osób, które wyglądały, jakby urwały się z Tworek, to możecie pomachać, bo najprawdopodobniej jestem tam ja.
Wszystkiego najlepszego i do zobaczenia w 2016!
Uwielbiam to opowiadanie. Szczególnie za to, że choć wydaje się, że jest lepiej to tak naprawdę jest gorzej. Motywacja Bartka do nawiązania kontaktu z synem jest tak przykra i zła. To co nim kieruje, żeby zbliżyć się do Aniki chyba też nie jest wiele lepsze, bo bardziej mi przypomina chęć triumfowania niż szczere uczucie. To, że Anika się opiera graniczy z cudem, i chyba opatrzność nad nią czuwa. A najlepsze jest to, że stąd możesz poprowadzić nas zarówno do pięknego, szczęśliwego zakończenia jak i w jakieś mocno przygnębiające rozwiązanie. Ciekawa jestem co wybierzesz i w jaki sposób.
OdpowiedzUsuńJuż tradycyjnie: strasznie lubię Twoje dialogi za realizm. Ten kończący rozdział, z Igłą, zaraz na początku pomyślałam, że Krzysiu się wpi...na w nie swój biznes. Bartek uznał podobnie :)
A przy okazji dziękuję, bo jest taka jedna kwestia, do której się pewnie przymierzę, jeżeli coś napiszę nowego, i to jak sztywno i sztucznie Kurek zachowywał się podczas spotkania z synem dało mi do myślenia. Może wydawać się oczywiste, ale to zdanie: "Posłusznie usiadł na skraju kanapy, obserwując niepewnie chłopca bawiącego się na podłodze." uświadomiło mi nagle, że mamy wpojone, że rodzice to najbliżsi nam ludzie, znają nas i kochają bezwarunkowo. Tymczasem mogą być równie obcy jak każdy nieznajomy, a nawet bardziej, bo oczekiwania w stosunku do nich są o wiele większe. Anika ma rację, co najwyżej wujek, i jeszcze długo, długo nie tata.
Pozostaje poczekać na piątkę i sprawdzić kto z kogo w niej zwiódł. Pozdrawiam.
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za te wszystkie miłe i kompletnie niezasłużone słowa!
UsuńFaktycznie, jesteśmy cały czas w miejscu, z którego można iść w dwie kompletnie różne strony, ale powoli wszystko się wyklaruje, chociaż nie obiecuję, że będzie łatwo ;)
Bartek, mój rycerzyk, na pewno nie Superkura, nie tu. Biedny Bartuś, który kompletnie nie zna swojego syna. I który kompletnie nie jest ojcem.
Może kiedyś nim zostanie.
Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam znad historii USA:)
Witaj!
OdpowiedzUsuńWpadam z poślizgiem, wybacz.
To trudne i piękne opowiadanie, to trzeba przyznać. Do tego jest najlepszym opowiadaniem, jakie miałam okazję czytać (nie, nie boję się tych słów). Ja lubię czytać o prawdzie. Szczerej, bolesnej, gorzkiej prawdzie. Pewnie już o tym pisałam, ale musiałam zrobić to znowu. Czytanie kolejnego opowiadaniu o czymś, co raczej w życiu się nie zdarza jest nie tylko wątpliwą przyjemnością, ale też synonimem nudy. Mnie nie pociągają sny o idealny bogach siatkówki, ich mięśniach, ustach i tyłkach. Ja pasjonuję się życiem. Och życie! Tyle w nim goryczy i rozczarowań. I błędów. Ale co to byłoby za życie bez nich?
Za każdym razem, gdy czytam Twoje rozdziały czuję przyjemny dreszcz. Gdy przeczytałam ten rozdział poczułam przygnębienie. Pozornie mogłabym stwierdzić, że wszystko idzie ku lepszemu. Bartek spotyka się z synem, bawi się z nim i w pewnym sensie bardzo się stara. Jednak wściekam się na niego, bo jego intencje są po prostu bardzo złe. Nie, może nie złe, ale na pewno nieodpowiednie. Ja nawet nie wiem, czy jemu zależy na maluchu, chyba nie. Z jednej strony to piękne, że chce walczyć o Anikę, ale z drugiej strony zastanawiam się, czy wykorzystanie do tego dziecka nie powinno go dyskwalifikować na wstępie. Wiadomo, że ona też kocha. Zawsze będzie go kochać, bo to ojciec jej dziecka, ale kocha go też tak namiętnie. I nie wiem co z tego będzie. Boję się, że to wszystko, mówiąc wulgarnie i brzydko, jebnie. Anika będzie cierpieć, bo przecież zainteresowanie Bartka może być jedynie zachcianką. Kacper za to dostanie z rykoszetu. Można powiedzieć, że jest jeszcze mały, ale ja wiem, że dzieci bardzo dużo czują i widzą, no i rozumieją. Niestety.
Bartek to dupek. Dupek, którego boli prawda. Wszystkich nienawidzi. Może nie wszystkich, ale na pewno tych, którzy mu się nie podporządkowują. No kurde, to jest Kurek! Jak ktoś w ogóle śmie nie ułatwiać mu życiu?!
A Krzysiu... To dobrze, że Anika ma kogoś przy sobie. Samotna walka z Bartkiem, z tym rycerzykiem, byłaby skazana na porażkę. Jak ja nie cierpię takich typków. Tylko jak mogę nienawidzić Bartka skoro kocham to opowiadanie, a on jego częścią? Miłość wszystko wybacza, podobno.
Pozdrawiam Cię serdecznie kochana i życzę Ci dużo weny.
Dziękuję Ci też za komentarze pod moimi idiotycznymi rozdziałami. Bardzo mi pomagają i tak jest ostatnio, że tylko na nie czekam.
Buziaki,
Zuzek.
Ps - ciekawe, czy mój komentarz jest tak bezsensowny jak mi się wydaje ;)
Komentarz nie jest bezsensowny, jest bardzo sensowny i bardzo wspaniały i bardzo Ci za niego dziękuję! Uwielbiam Twoje komentarze, tak jak moje pomagają Tobie (chociaż nie wiem jakim cudem), tak Twoje bardzo pomagają mi i mnie motywują:)
UsuńCieszę się, że to opowiadanie nie wychodzi przesłodzone i przerysowane, że wydaje się prawdziwe, realne. Że jest trochę jak życie. Dziękuję też za to, że tak to odbierasz.
Bartka intencje są... dziwne. Są, jakie są, jego priorytetem jest Anika, priorytetem Aniki jest Kacper. Kacpra priorytetem są zabawki. I niby coś się zmienia, niby na lepsze, ale niby. Bo całkiem kolorowo przecież być nie może.
I bardzo, bardzo się cieszę, jak czytam, że ktoś Bartka tutaj lubi, mimo całej jego łajzowatości. Ja osobiście bardzo mojego Barteczka lubię, chyba za ten jego charakter. Takie łajzy fajnie się piszą;)
Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam serdecznie!
ponoć jest mały krok od miłości do nienawiści Bartek może ten krok bardzo szybko pokonać i za kilka lat obudzić się bez nikogo przy boku bez kochającej drugiej połówki i bez ważnej części swojego życia bez syna Bartek nie zdaje sobie sprawy że odzyskując Anike dostanie też bonus ICH syna który potrzebuje swojego taty który traktuje go jak środek do celu Anika nie pozwoli zrobić krzywdę Kacperkowi bo jest on bezbronnym dzieckiem które potrzebuję obojga rodziców a Bartek nie zdaję sobie z tego sprawy
OdpowiedzUsuńmój komentarz jest bez sensu ale twój blog jest świetny i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością
pozdrawiam i czekam
Między miłością a nienawiścią jest cienka czerwona linia, podobno. Dla Bartka Kacper jest chyba bardziej wypadkiem przy pracy i jakimś środkiem do odzyskania Aniki, nie bonusem i na pewno nie głównym celem. Anika broni Kacpra i broni siebie. Pytanie, na jak długo wystarczy jej sił.
UsuńDziękuję bardzo i również pozdrawiam:)
Kurek, och Kurek... jego zachowanie zostawię bez komentarza, bo szkoda na niego słów. Krzysiek zachował się jak prawdziwy przyjaciel, podziwiam go ;)
OdpowiedzUsuńKurek taki niedobry. Krzysiek taki kochany:)
Usuń"- Nie mam przecież dzieci." Kurek, Ty buraku.
OdpowiedzUsuńDobra, chyba straciłam do niego resztki sympatii po tym rozdziale. Ja wiem, że jego sytuacja nie jest łatwa, że nigdy nie chciał mieć dzieci, ale, do cholery, to go nie uprawnia do traktowania syna tak instrumentalnie tylko po to, aby odzyskać Annikę. Wciąż jest niedojrzały i egoistyczny, a Annika chyba to widzi, skoro ucieka? Nie wiem, nie wiem, jeszcze wiele pracy przed Bartkiem, ale jedno jest pewne - już nie będzie tak jak w Bełchatowie.
Grin, kocham, mam nadzieję, że wiesz! <3
PS. Igła jako przyjaciel Anniki to taki trafiony wybór. Wygląda na takiego, co zawsze pomoże w potrzebie.
UsuńEj, nie trać resztek sympatii do Kurczaczka, to nie jest takie złe dziecko, tylko czasami zapomina, że ma syna. Może motywację ma kiepską, ale hej, stara się przecież ;)
UsuńA Igła jest cudownym człowiekiem gdzieś tam prywatnie, nie da się gościa nie lubić:)
Jutro napisze jak wdzieczna jestem za tak genialne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńKiedy mozna spodziewac sie rozdzialu? :)
OdpowiedzUsuńbiorąc pod uwagę, że piątkę wrzuciłam dwa dni temu, to pewnie gdzieś pod koniec przyszłego tygodnia;)
Usuń