W pierwszym momencie chciała uciekać z Rzeszowa, do
Warszawy albo jeszcze dalej, gdziekolwiek, byle nie mieszkać z Kurkiem w tym
samym mieście, byle nie ryzykować spotkania. Chciała uciekać, zaczęła już nawet
pakować rzeczy. Ale potem odebrała z przedszkola Kacperka, wysłuchała jego
radosnej, dziecięcej paplaniny i zrozumiała, jak wielką zrobiłaby mu krzywdę,
tak nagle zmieniając środowisko, do którego dopiero co zdążył się przyzwyczaić.
Obserwowała synka bawiącego się nowym samochodzikiem,
bezmyślnie zerkając na telewizor. Mieszkała tu od dwóch miesięcy, znalazła
pracę, co drugi weekend studiowała, zdążyła polubić Rzeszów. Nie znała
praktycznie nikogo, ale odpowiadało jej to, bo nikt nie patrzył na nią ze
współczuciem, nikt nie widział w niej tylko porzuconej przez Kurka dziewczyny,
której nie udało się złapać go na dziecko.
Znała kilku siatkarzy, tych, którzy grali z Bartkiem w
reprezentacji, Ignaczaka, Nowakowskiego i Drzyzgę, ale z nimi nie chciała
utrzymywać kontaktu, nie chciała, żeby wiedzieli, że zamieszkała w Rzeszowie.
Żeby Bartek się nie dowiedział.
Nie do końca wiedziała, co robić, starała się żyć z dnia
na dzień, przedszkole Kacpra, praca, studia, ten sam utarty schemat. Nie
zastanawiała się, co dalej, jak ukryć się przed Kurkiem. Zakładała po prostu,
że Rzeszów to duże miasto, a ona postanowiła trzymać się z dala od Podpromia.
Przez pierwsze dwa miesiące wychodziło świetnie, rodzice
cały czas pomagali jej finansowo, a ona powoli przestawała się bać, że
odbierając Kacperka z przedszkola, nagle spotka Bartka. Coraz częściej chodziła
na spacery, w coraz odleglejsze części Rzeszowa, przekonana, że uda jej się
uniknąć spotkania z którymkolwiek z siatkarzy. Przeliczyła się.
Spacerowała z małym po parku, wykorzystując wolne, ciepłe
popołudnie. Chłopiec biegał, pokrzykując radośnie, co chwilę obrzucając ją
kolorowymi, suchymi liśćmi. Uśmiechała się, obserwując go, jego proste
szczęście, dziecięcy śmiech, fioletową kurtkę, w kapturze której utknęły
zżółknięte liście. Co jakiś czas zerkał na nią ufnie, niebieskimi oczami
odziedziczonymi po ojcu.
– Anika?
Zadrżała. Znała ten głos, wiedziała, kto ją właśnie
rozpoznał. Chciała uciec, wziąć na ręce syna i wybiec z parku, wrócić do domu,
znowu chciała spakować walizki i wyjechać na drugi koniec kraju. A potem
zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła się w stronę, z której dochodziło
wołanie.
Chłopczyk jakby wyczuł jej niepokój, podbiegł do niej,
łapiąc ją za nogę. Spojrzała na niego szybko, upewniając się, że nic mu się nie
stało, i podniosła głowę, wpatrując się w nadchodzącego mężczyznę.
– Tak mi się wydawało, że słyszę twój głos – oznajmił,
gdy stanął przed nią. – A potem poznałem twoje włosy.
Uśmiechnęła się blado, delikatnie głaszcząc synka po
głowie.
– Cześć, Krzysiek – mruknęła. Siatkarz nie odpowiedział,
patrzył z uwagą na malca tulącego się do niej.
– Czyli to prawda? – spytał cicho, wskazując na chłopca. –
To Bartka, tak?
Zagryzła wargi, zerkając na synka. Z zaciekawieniem
przyglądał się Ignaczakowi, wyglądając zza jej nogi.
– Bartka – mruknęła. – Ale on i tak go przecież nie chce –
dodała z goryczą.
– Wiesz, że gra w Resovii, prawda? – zapytał Ignaczak. –
Dlatego tu jesteś? Chcesz go odzyskać?
Powoli pokręciła głową, patrząc na siatkarza. Nie
wyglądał na poirytowanego, raczej wydawał się jej zmartwiony.
– Nie mam szans – odparła cicho. – On nie chce ani mnie,
ani Kacpra.
Westchnęła. Z jednej strony tęskniła za Kurkiem, z
drugiej nie chciała narażać na kolejne cierpienie ani siebie, ani synka.
– On się zmienił, wiesz? – rzucił Krzysiek. – Spoważniał.
Dojrzał. To nie jest ten sam chłopak, który uciekał przed odpowiedzialnością do
Rosji.
– Jak mu powiedziałam, że jestem w ciąży, to stwierdził,
że się puściłam, że to nie jego dziecko – rzuciła z goryczą w głosie. – Nie
obchodzi mnie, czy dojrzał. Nie chcę się znowu w to pakować, Krzysiek. W
Rzeszowie jestem przypadkiem, dostałam się tu na zaoczne studia, znalazłam
pracę. Jego miało tu nie być, myślałam, że zostanie w Maceracie. Nie
podejrzewałam, że kiedykolwiek przejdzie do Resovii.
Chłopiec znudził się, puścił jej nogę i pobiegł w stronę
kupki liści, wpadając w nią z impetem i brudząc spodnie. Westchnęła cicho.
– Kochasz go – powiedział nagle Ignaczak. Nie pytał,
stwierdzał. – Kochasz Bartka.
Zawahała się. Kochała go? Po części na pewno. Po części
go nienawidziła.
– Kocham Kacperka i to on jest moim priorytetem –
mruknęła w końcu. – Musimy chyba wracać do domu.
Ignaczak westchnął cicho, podążając za jej wzrokiem,
patrząc na chłopca rzucającego wesoło kolorowymi liśćmi.
– Niedawno Sebastian był taki mały – powiedział w
zamyśleniu. – Fajny czas w życiu dziecka. Ale wiesz, że...
– Jeśli mi powiesz, że dziecko potrzebuje ojca, to ci
przyrżnę – przerwała mu. Zaśmiał się cicho.
– Jak zaczęłaś się spotykać z Bartkiem to bałaś się
odezwać – zauważył. Prychnęła cicho.
– Teraz się nie boję, lepiej?
Znowu się roześmiał, tym razem głośniej. Ona też się
uśmiechnęła. Przecież lubiła Ignaczaka.
Kacper odwrócił się w ich stronę i przybiegł z dłońmi
pełnymi liści, śmiejąc się głośno. Igła przyglądał mu się w zamyśleniu, kiedy
chłopiec radośnie obrzucał matkę liśćmi.
– Ma oczy Bartka – zauważył. Uśmiechnęła się blado.
– Wiem – odparła. – I to wcale nie ułatwia sprawy.
– Anika, jeśli będziesz potrzebować jakiejkolwiek
pomocy... – Wyciągnął z kieszeni karteczkę z numerem telefonu. – Dzwoń, o
każdej porze. Bartek to mój kumpel, z kadry i teraz z klubu, ciebie prawie nie
znam, ale... zachował się jak skurwysyn. I nic go nie usprawiedliwia. Wal jak w
dym – uśmiechnął się.
– Dzięki – mruknęła. Podeszła do synka i chwyciła jego
drobną rączkę. – Naprawdę musimy już wracać. A, Krzysiek... – zawahała się.
Spojrzał na nią z uwagą.
– Nie mówić Bartkowi, że mieszkasz w Rzeszowie –
dokończył za nią. Pokiwała z ulgą głową.
– Dokładnie.
– Załatwione – obiecał. Uśmiechnęła się do niego z
wdzięcznością.
– Nie chciałabym go spotkać – powiedziała cicho. Mały
zatupał niecierpliwie, próbując wyrwać rączkę z jej uścisku.
– Kiedyś będziesz musiała – odparł. – Nie da się całe
życie uciekać przed przeszłością, Anika.
Westchnęła cicho.
– Wiem, Krzysiek – mruknęła. – Ale się boję. O siebie i o
Kacpra. Muszę już iść. Dzięki, za wszystko.
Nie odpowiedział, popatrzył na nią z troską, gdy
odchodziła, cierpliwie wysłuchując szczebiotu syna.
Prawie jej nie znał, za to dość dobrze znał Bartka,
trochę pogubionego i bardzo upartego chłopaka, tak bardzo bojącego się
odpowiedzialności innej niż ta sportowa.
Westchnął, obserwując jej plecy, jasne włosy, dłoń
zaciśniętą na dłoni chłopca. Małego Kacperka, który odziedziczył oczy po ojcu,
po Bartoszu Kurku, niedojrzałym szczeniaku i jednym z najlepszych siatkarzy
świata.
Nie chciał wracać do Bełchatowa, choć Skra proponowała mu
miejsce w składzie. Kiedy odmówił, na jego miejsce wskoczył Gromadowski. Nie
przeszkadzało mu to. Odmówił Skrze, częściowo dlatego, że nie chciał wracać do
gry na przyjęciu, a na ataku mógł być tylko zmiennikiem Wlazłego. Częściowo
dlatego, że bał się, że w Bełchatowie znowu spotka Anikę. Anikę i własne
dziecko.
Przecież nie wierzył w to, co sam jej powiedział, nie
wierzył, że mogła go zdradzić. Za bardzo go kochała, a on, w jakiś swój
pokręcony, niedojrzały sposób, kochał ją. Ale wystraszył się odpowiedzialności,
bycia ojcem, wystraszył się końca beztroski. Uciekł, najpierw do Rosji, potem
do Włoch. A teraz wrócił, do Rzeszowa, bo zakładał, że tu jej nigdy nie spotka.
Przecież wyjechała do Warszawy.
Próbował poznać Rzeszów, wybierając się z kontuzjowanym
wciąż Piotrkiem Nowakowskim na długie spacery, kiedy nie miał treningów. Chodzili
wąskimi uliczkami, spacerowali po parkach, rozmawiali o siatkówce, o sporcie w
ogóle, o wszystkim. Od lat przyjaźnił się z Piotrkiem, ale nigdy wcześniej nie
miał okazji grać z nim w jednym klubie. Cieszył się z propozycji z Rzeszowa,
cieszyła go perspektywa czasu spędzanego z przyjacielem.
– Krzysiek jest jakiś dziwny ostatnio na treningach –
rzucił nagle Kurek. Nowakowski spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– Z kamerą nie lata? – spytał, uśmiechając się lekko.
Siedzieli na ławce w parku, w pobliżu niedużego placu zabaw, ze znudzeniem
wpatrując w krzyczące dzieci.
– Lata, lata – odparł atakujący. – Ale jakiś
zdystansowany jest w stosunku do mnie. Wiesz, jak tylko wróciłem z kadry to
latał za mną jakby mu ktoś motorek w dupę wsadził, że się stęsknił za swoim
Siuraczkiem, czy dalej wpierniczam tyle monte, wiesz, standard. A ze dwa
tygodnie temu nagle stop, jakby mu ktoś prąd odciął. Nie to, że ze mną w ogóle
nie rozmawia, ale jak ma wybór, to nigdy nie wybiera mnie. – Westchnął cicho. –
I trochę brzmię jak zakochana piętnastolatka, ale cisza ze strony Igły jest co
najmniej dziwna. A ta cisza szczególnie, bo ma jakiś podtekst, na sto procent.
– Stary, nie wiem, co mam ci powiedzieć – mruknął
Nowakowski. – Nie jestem tam z wami, nie wiem, jak to wygląda. Może po prostu
Igła ma jakieś problemy w domu, nie wiem, chory dzieciak, obrażona żona, może
po prostu chce ci dać spokój, bo w końcu jesteś w Resce nowy.
Patrzył na przyjaciela, orientując się nagle, że ten go
wcale nie słucha, wpatrzony w jakiś punkt przed siebie, z lekko otwartymi
ustami. Dźgnął go lekko w żebra, ale Kurek nawet nie zareagował.
Spojrzał w tamtą stronę. Drobna kobieta z długimi,
jasnymi włosami siedziała na brzegu piaskownicy, cierpliwie bawiąc się z na oko
trzyletnim blondynkiem. Zmarszczył brwi. Miał niejasne wrażenie, że ją znał, że
już ją kiedyś widział.
Bartek drgnął obok niego, zacisnął dłonie w pięści.
– Kuraś, co jest? – spytał niepewnie Nowakowski.
Atakujący powoli wypuścił powietrze z płuc.
– Albo ona się sklonowała, albo, kurwa, Anika jest w
Rzeszowie – syknął.
– Anika? Kto to?
Bartek prychnął cicho.
– Myśl, baranie. Anika, dziewczyna, przez którą
spieprzyłem z Bełchatowa – mruknął.
– Czekaj, ona jest z dzieckiem – zaczął niepewnie
Piotrek. – Czyli kogoś sobie znalazła, skoro zdążyła urodzić dzieciaka.
Kurek wstał powoli, zagryzając wargi. Nie patrzył na
przyjaciela, wpatrywał się w jasne włosy dziewczyny, doskonale mu znane, wciąż
długie i lekko kręcone. Wpatrywał się w małego blondynka, nie mając
wątpliwości, kim było dziecko.
– Nie wiem, czy z kimś jest – mruknął. – Ale... ale to
jest chyba, kurwa, mój syn.
Usłyszała kroki na wysypanej liśćmi ścieżce. Odruchowo
podniosła głowę.
Stał przed nią, niedaleko, wciąż tak samo wysoki i
wysportowany, wciąż wpatrzony w nią przenikliwymi, niebieskimi oczami. Oczami,
które patrzyły na nią codziennie z buzi jej syna.
– Chryste – jęknęła. Za Kurkiem przybiegł Nowakowski,
stając obok przyjaciela, zdezorientowany i jakby wystraszony. Spojrzała w
dobrze znaną sobie twarz, ale nie mogła odczytać żadnych emocji.
– Anika.
Bała się, znowu chciała uciec. Kacper spojrzał na
siatkarza z zainteresowaniem.
– Miałam nadzieję, że jakoś uda mi się na ciebie tu nie
trafić – mruknęła, uciekając wzrokiem, wyciągając zabawkowy samochodzik w
stronę chłopca.
– Anika... to on? – spytał cicho Kurek. Nie patrzyła na
niego, przyglądała się małemu blondynowi, uśmiechając się blado. Czuła na sobie
intensywny wzrok dwóch siatkarzy.
– To jest Kacper – powiedziała w końcu. Atakujący
westchnął głośno, zerkając na chłopca. Maluch instynktownie podniósł oczy.
Takie same oczy.
Z wrażenia cofnął się o krok. Jeśli kiedykolwiek miał
jakieś wątpliwości, to teraz właśnie się rozwiały. Nie mógł oszukać nikogo, nie
mógł oszukać samego siebie. Miał syna, miał syna z Aniką.
– Ile... ile ma lat? - spytał niepewnie.
– Trzy - odparła krótko, wciąż na niego nie patrząc. –
Urodził się ósmego sierpnia, jeśli cię to obchodzi.
– W ćwierćfinał na Igrzyskach – mruknął za jego plecami
Nowakowski. Zacisnął dłonie w pięści.
– Nie jestem aż tak nieczuły – warknął. Wstała, wreszcie
na niego spojrzała, ostro, nieprzyjemnie. Nie jak Anika, którą znał. Nie była
już cicha, posłuszna, uległa, nauczyła się walczyć o swoje. Sam ją tego
nauczył.
– Pokazałeś to, jak wywaliłeś mnie z mieszkania, kiedy ci
powiedziałam – odpowiedziała. – Chciałeś coś konkretnego czy wpadłeś się
przywitać, po trzech latach ciszy?
Zawahał się, przygryzając wargi. Spojrzał na chłopca,
cały czas wpatrującego się w niego z ciekawością w niebieskich oczach. Spojrzał
na jego matkę, Anikę, ze skrywanym bólem błyskającym gdzieś w zielonych
tęczówkach.
Przecież kiedyś ją kochał. W jakiś dziwny, poplątany,
szczeniacki i zaborczy sposób, ale ją kochał. A przez te trzy lata dojrzał,
zmienił się.
Czy był gotów na ojcostwo? Na pewno nie. Ale był gotów
spróbować naprawić swoje relacje z Aniką.
– Trzy lata temu zapytałem cię, czy pozwoliłabyś mi
wrócić. Odmówiłaś. A dziś?
Mówił cicho, starając się panować nad rozedrganym od
emocji głosem.
Patrzyła mu prosto w oczy, stojąc naprzeciwko. Nigdy nie
zapomniał jej oczu.
– Dziś cię w ogóle nie znam, Bartek – odparła. – I na
pewno nie zna cię mój syn.
– Nasz syn – poprawił ją. Westchnęła cicho, zerkając na
chłopca. Znudził się obserwowaniem siatkarza, jeździł samochodzikiem po
obramowaniu piaskownicy, śmiejąc się do siebie.
Nie chciała go widzieć, nie chciała go w swoim życiu, bo
Kurek kojarzył jej się tylko z bólem. Ale jednocześnie tęskniła za nim, jego
śmiechem, zapachem, dotykiem. Przez ponad trzy lata nie przestała za nim
tęsknić, tylko stłumiła w sobie to uczucie, zajęta synem.
Stłumiła w sobie miłość, której nigdy nie pozbyła się z
serca, która nagle wróciła, kiedy Kurek stał przed nią, wściekły i zagubiony
jednocześnie, starszy, zmieniony, ale nadal ten sam, nadal jej Bartek, przy
którym tak lubiła się budzić i zasypiać.
Nie przestała go kochać. Ale zaczęła go nienawidzić.
– Nie, Bartek – powiedziała cicho. – Pozbawiłeś się
jakichkolwiek praw do Kacpra w momencie, w którym dałeś mi godzinę na
zniknięcie z twojego życia.
Wzięła chłopca na ręce, pomimo protestów przerywając
zabawę, odwróciła plecami i pomaszerowała przed siebie, starając się ignorować
krzyki Bartka.
Nowakowski zaciskał dłonie na ramionach przyjaciela, nie
pozwalając mu pobiec za Aniką.
– Daj spokój, stary, to nic nie da – powiedział Piotrek.
– Anika, czekaj! – wrzasnął Kurek, wyrywając się.
Widział, jak przyspieszyła kroku. Przestał się szarpać, spojrzał zrezygnowany
na piaskownicę, w której jeszcze przed chwilą bawił się chłopiec o ślicznych,
niebieskich oczach.
Plątał się w sobie, w swoich myślach, sprzecznych
emocjach. Nienawidził jej, nie chciał dzieci, nie chciał odpowiedzialności, bał
się tego wszystkiego. Ale nie potrafił zapomnieć spojrzenia dziecka, ufnego,
zaciekawionego. I nie potrafił zapomnieć oczu Aniki.
Nienawidził jej, za tę ciążę, za ucieczkę, za własne
niepowodzenia. Nienawidził jej.
Ale przecież ją kochał.
~*~
Właściwie to miałam dodać dopiero w poniedziałek, ale narodziny mojej siostrzenicy są chyba niezłym powodem, żeby przyspieszyć rozdział.
Więc jest Bartuś, Anika i Kacper, a w tym prawdziwym świecie od dzisiaj jest też Patrycja:)
Rety.
OdpowiedzUsuńGdy ostatnio chodziłam ulicami tego miasta, sama byłam jak "a co jeśli spotkam Go tu teraz?". To było straszne, więc po części rozumiem Anikę. Tylko, że u niej to pewnie było bardziej intensywne, bolesne, przepełniające strachem. Może przez te lata nauczyła się być bardziej twardą i odważną, ale na pewno nie była dzięki temu przygotowana na spotkanie z Bartkiem.
Boże, co za paradoks. Uciekając przed sobą, spotkali się. Jej tu przecież miało nie być, powinna być w Warszawie, a on... on i Resovia? Abstrakcja. A jednak spotkali się tam, gdzie ich nie powinno być. Złośliwość losu czy przeznaczenie? Życie postanowiło sobie z nich zadrwić czy daje im ostatnią szansę?
Czy po tym wszystkim będą ze sobą umieli normalnie porozmawiać?
Jejku, Grin, tak wiele pytań! Chcę trójeczkę, sofort!
Pięknie to piszesz. Niezmiennie jestem zachwycona Twoim stylem! Aaa, i żebyś nie przegapiła, wpadnij do jedynki, bo tam też coś zostawiłam.
Całuję!
Trójka napisana czeka sobie na komputerku:) ale to musi być jakiś besser Zeit czy coś:)
UsuńAnika łatwo w życiu nie ma, Rzeszów miał dać wolność i nowy start, a dał jej Bartka. Głupi zbieg okoliczności.
kocham<3
No i przepadłam. Ja wiem, jest póki co zupełnym schwarzcharakterem, nawet nie próbuje być za bardzo grau, ale przepadłam, już po pierwszej scenie spotkania po meczu Skry było po mnie. Bartkowy w 100%, całkowita mieszanka nastrojów i szczeniackie zagrania.
OdpowiedzUsuńA rozmowa z Piotrkiem, cudownie zwyczajna, jakby wyjęta prosto z rzeczywistości.Gratuluję.
Bez wątpienia mój ulubiony Bartek. Czekam na więcej niecierpliwie.
Mogę obiecać jedno: Bartek nie będzie biały. Na pewno
Usuńdziękuję bardzo i bardzo się cieszę, że tu jesteś:)
Witaj!
OdpowiedzUsuńCo mnie tu sprowadza? No cóż, nie ukrywam, że zawsze czekam na Twoje komentarze pod moimi rozdziałami. Szczególnie Twój pierwszy komentarz na blogu bardzo mnie urzekł. Dziękuję Ci za te wszystkie miłe słowa, pełne zrozumienia. Twoja słowa pod 'wyjaśnieniem' też były dla mnie ważne, miałam wielkiego banana na twarzy i stwierdziłam, że chyba obie jesteśmy tak samo dziwne.. hmm.. tylko czy to aby na pewno my jesteśmy dziwne?
Po Twoich komentarzach stwierdziłam, że Twoje opowiadania też muszą być równie dobre. No i są dobre, nawet bardzo.Znaczy się, przeczytałam to, powyżej. Zrobiłam to wczoraj wieczorem. Popłakałam się, przyznaje. Takie prawdziwe jest to opowiadanie, takie szczere. Brak idealizacji Bartka. Jest wciąż dobrym siatkarzem, ale jednocześnie ma wady, nawet wielkie i jego zachowanie jest przykre. Nie opisujesz pół-boga, a w rzeczywistości, chociaż są to bohaterowie w pewnym sensie narodowi, nie są oni też ideałami. Słabość, walka, prawda, realność, brak przesadnej słodkości - takie jest życie, a ja najbardziej lubię czytać o życiu, a nie o słodko-pierdzącym niby-bycie, którego nikt tak naprawdę nie wiedzie.
Kocham to opowiadanie, naprawdę. Urzekające, świetnie napisane, intrygujące. Dlatego boli mnie to, że pod Twoimi rozdziałami są tylko 3-4 komentarze. Są takie opowiadanie, które nie dorastają Twojemu do pięt, ba! do niczego one nie dorastają, a mają po 20ileś komentarzy.. Dla mnie takie zjawisko jest niepojęte. Niestety, bywa tak.. Widać liczba komentarzy nie jest żadnym wyznacznikiem jakości, a pisać warto dla paru osób i dla siebie.
Pisz, pisz, bo robisz to świetnie. Dziękuję!
Życzę też dużo zdrowia i szczęścia dla Twojej siostrzenicy i siostry!
Pozdrawiam,
Zuzek.
Teraz to ja mam giga banana na twarzy, bo ktoś, kto pisze tak niesamowicie, zajrzał do mnie, zdecydował, że warto zostawić po sobie ślad, że to nie jest tak do szczętu koszmarne:)
UsuńJeśli chodzi o bycie dziwnym to się nie wypowiadam, bo nie raz udowadniałam sobie i całemu światu, że dziwna jestem. Bardzo :D
Staram się nie idealizować Bartka, nawet wręcz przeciwnie, i cieszę się, że się udaje:)
dziękuję bardzo za miłe słowa, dziękuję w imieniu siostry i małej:)