Opowiadanie fanfiction, tylko wytwór mojej chorej wyobraźni.
Nie ma na celu urażenie kogokolwiek.
Ostrzegam, występują wulgaryzmy

czwartek, 10 grudnia 2015

[02] Now that we're here

W pierwszym momencie chciała uciekać z Rzeszowa, do Warszawy albo jeszcze dalej, gdziekolwiek, byle nie mieszkać z Kurkiem w tym samym mieście, byle nie ryzykować spotkania. Chciała uciekać, zaczęła już nawet pakować rzeczy. Ale potem odebrała z przedszkola Kacperka, wysłuchała jego radosnej, dziecięcej paplaniny i zrozumiała, jak wielką zrobiłaby mu krzywdę, tak nagle zmieniając środowisko, do którego dopiero co zdążył się przyzwyczaić.
Obserwowała synka bawiącego się nowym samochodzikiem, bezmyślnie zerkając na telewizor. Mieszkała tu od dwóch miesięcy, znalazła pracę, co drugi weekend studiowała, zdążyła polubić Rzeszów. Nie znała praktycznie nikogo, ale odpowiadało jej to, bo nikt nie patrzył na nią ze współczuciem, nikt nie widział w niej tylko porzuconej przez Kurka dziewczyny, której nie udało się złapać go na dziecko.
Znała kilku siatkarzy, tych, którzy grali z Bartkiem w reprezentacji, Ignaczaka, Nowakowskiego i Drzyzgę, ale z nimi nie chciała utrzymywać kontaktu, nie chciała, żeby wiedzieli, że zamieszkała w Rzeszowie. Żeby Bartek się nie dowiedział.
Nie do końca wiedziała, co robić, starała się żyć z dnia na dzień, przedszkole Kacpra, praca, studia, ten sam utarty schemat. Nie zastanawiała się, co dalej, jak ukryć się przed Kurkiem. Zakładała po prostu, że Rzeszów to duże miasto, a ona postanowiła trzymać się z dala od Podpromia.
Przez pierwsze dwa miesiące wychodziło świetnie, rodzice cały czas pomagali jej finansowo, a ona powoli przestawała się bać, że odbierając Kacperka z przedszkola, nagle spotka Bartka. Coraz częściej chodziła na spacery, w coraz odleglejsze części Rzeszowa, przekonana, że uda jej się uniknąć spotkania z którymkolwiek z siatkarzy. Przeliczyła się.
Spacerowała z małym po parku, wykorzystując wolne, ciepłe popołudnie. Chłopiec biegał, pokrzykując radośnie, co chwilę obrzucając ją kolorowymi, suchymi liśćmi. Uśmiechała się, obserwując go, jego proste szczęście, dziecięcy śmiech, fioletową kurtkę, w kapturze której utknęły zżółknięte liście. Co jakiś czas zerkał na nią ufnie, niebieskimi oczami odziedziczonymi po ojcu.
– Anika?
Zadrżała. Znała ten głos, wiedziała, kto ją właśnie rozpoznał. Chciała uciec, wziąć na ręce syna i wybiec z parku, wrócić do domu, znowu chciała spakować walizki i wyjechać na drugi koniec kraju. A potem zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła się w stronę, z której dochodziło wołanie.
Chłopczyk jakby wyczuł jej niepokój, podbiegł do niej, łapiąc ją za nogę. Spojrzała na niego szybko, upewniając się, że nic mu się nie stało, i podniosła głowę, wpatrując się w nadchodzącego mężczyznę.
– Tak mi się wydawało, że słyszę twój głos – oznajmił, gdy stanął przed nią. – A potem poznałem twoje włosy.
Uśmiechnęła się blado, delikatnie głaszcząc synka po głowie.
– Cześć, Krzysiek – mruknęła. Siatkarz nie odpowiedział, patrzył z uwagą na malca tulącego się do niej.
– Czyli to prawda? – spytał cicho, wskazując na chłopca. – To Bartka, tak?
Zagryzła wargi, zerkając na synka. Z zaciekawieniem przyglądał się Ignaczakowi, wyglądając zza jej nogi.
– Bartka – mruknęła. – Ale on i tak go przecież nie chce – dodała z goryczą.
– Wiesz, że gra w Resovii, prawda? – zapytał Ignaczak. – Dlatego tu jesteś? Chcesz go odzyskać?
Powoli pokręciła głową, patrząc na siatkarza. Nie wyglądał na poirytowanego, raczej wydawał się jej zmartwiony.
– Nie mam szans – odparła cicho. – On nie chce ani mnie, ani Kacpra.
Westchnęła. Z jednej strony tęskniła za Kurkiem, z drugiej nie chciała narażać na kolejne cierpienie ani siebie, ani synka.
– On się zmienił, wiesz? – rzucił Krzysiek. – Spoważniał. Dojrzał. To nie jest ten sam chłopak, który uciekał przed odpowiedzialnością do Rosji.
– Jak mu powiedziałam, że jestem w ciąży, to stwierdził, że się puściłam, że to nie jego dziecko – rzuciła z goryczą w głosie. – Nie obchodzi mnie, czy dojrzał. Nie chcę się znowu w to pakować, Krzysiek. W Rzeszowie jestem przypadkiem, dostałam się tu na zaoczne studia, znalazłam pracę. Jego miało tu nie być, myślałam, że zostanie w Maceracie. Nie podejrzewałam, że kiedykolwiek przejdzie do Resovii.
Chłopiec znudził się, puścił jej nogę i pobiegł w stronę kupki liści, wpadając w nią z impetem i brudząc spodnie. Westchnęła cicho.
– Kochasz go – powiedział nagle Ignaczak. Nie pytał, stwierdzał. – Kochasz Bartka.
Zawahała się. Kochała go? Po części na pewno. Po części go nienawidziła.
– Kocham Kacperka i to on jest moim priorytetem – mruknęła w końcu. – Musimy chyba wracać do domu.
Ignaczak westchnął cicho, podążając za jej wzrokiem, patrząc na chłopca rzucającego wesoło kolorowymi liśćmi.
– Niedawno Sebastian był taki mały – powiedział w zamyśleniu. – Fajny czas w życiu dziecka. Ale wiesz, że...
– Jeśli mi powiesz, że dziecko potrzebuje ojca, to ci przyrżnę – przerwała mu. Zaśmiał się cicho.
– Jak zaczęłaś się spotykać z Bartkiem to bałaś się odezwać – zauważył. Prychnęła cicho.
– Teraz się nie boję, lepiej?
Znowu się roześmiał, tym razem głośniej. Ona też się uśmiechnęła. Przecież lubiła Ignaczaka.
Kacper odwrócił się w ich stronę i przybiegł z dłońmi pełnymi liści, śmiejąc się głośno. Igła przyglądał mu się w zamyśleniu, kiedy chłopiec radośnie obrzucał matkę liśćmi.
– Ma oczy Bartka – zauważył. Uśmiechnęła się blado.
– Wiem – odparła. – I to wcale nie ułatwia sprawy.
– Anika, jeśli będziesz potrzebować jakiejkolwiek pomocy... – Wyciągnął z kieszeni karteczkę z numerem telefonu. – Dzwoń, o każdej porze. Bartek to mój kumpel, z kadry i teraz z klubu, ciebie prawie nie znam, ale... zachował się jak skurwysyn. I nic go nie usprawiedliwia. Wal jak w dym – uśmiechnął się.
– Dzięki – mruknęła. Podeszła do synka i chwyciła jego drobną rączkę. – Naprawdę musimy już wracać. A, Krzysiek... – zawahała się. Spojrzał na nią z uwagą.
– Nie mówić Bartkowi, że mieszkasz w Rzeszowie – dokończył za nią. Pokiwała z ulgą głową.
– Dokładnie.
– Załatwione – obiecał. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Nie chciałabym go spotkać – powiedziała cicho. Mały zatupał niecierpliwie, próbując wyrwać rączkę z jej uścisku.
– Kiedyś będziesz musiała – odparł. – Nie da się całe życie uciekać przed przeszłością, Anika.
Westchnęła cicho.
– Wiem, Krzysiek – mruknęła. – Ale się boję. O siebie i o Kacpra. Muszę już iść. Dzięki, za wszystko.
Nie odpowiedział, popatrzył na nią z troską, gdy odchodziła, cierpliwie wysłuchując szczebiotu syna.
Prawie jej nie znał, za to dość dobrze znał Bartka, trochę pogubionego i bardzo upartego chłopaka, tak bardzo bojącego się odpowiedzialności innej niż ta sportowa.
Westchnął, obserwując jej plecy, jasne włosy, dłoń zaciśniętą na dłoni chłopca. Małego Kacperka, który odziedziczył oczy po ojcu, po Bartoszu Kurku, niedojrzałym szczeniaku i jednym z najlepszych siatkarzy świata.

Nie chciał wracać do Bełchatowa, choć Skra proponowała mu miejsce w składzie. Kiedy odmówił, na jego miejsce wskoczył Gromadowski. Nie przeszkadzało mu to. Odmówił Skrze, częściowo dlatego, że nie chciał wracać do gry na przyjęciu, a na ataku mógł być tylko zmiennikiem Wlazłego. Częściowo dlatego, że bał się, że w Bełchatowie znowu spotka Anikę. Anikę i własne dziecko.
Przecież nie wierzył w to, co sam jej powiedział, nie wierzył, że mogła go zdradzić. Za bardzo go kochała, a on, w jakiś swój pokręcony, niedojrzały sposób, kochał ją. Ale wystraszył się odpowiedzialności, bycia ojcem, wystraszył się końca beztroski. Uciekł, najpierw do Rosji, potem do Włoch. A teraz wrócił, do Rzeszowa, bo zakładał, że tu jej nigdy nie spotka. Przecież wyjechała do Warszawy.
Próbował poznać Rzeszów, wybierając się z kontuzjowanym wciąż Piotrkiem Nowakowskim na długie spacery, kiedy nie miał treningów. Chodzili wąskimi uliczkami, spacerowali po parkach, rozmawiali o siatkówce, o sporcie w ogóle, o wszystkim. Od lat przyjaźnił się z Piotrkiem, ale nigdy wcześniej nie miał okazji grać z nim w jednym klubie. Cieszył się z propozycji z Rzeszowa, cieszyła go perspektywa czasu spędzanego z przyjacielem.
– Krzysiek jest jakiś dziwny ostatnio na treningach – rzucił nagle Kurek. Nowakowski spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– Z kamerą nie lata? – spytał, uśmiechając się lekko. Siedzieli na ławce w parku, w pobliżu niedużego placu zabaw, ze znudzeniem wpatrując w krzyczące dzieci.
– Lata, lata – odparł atakujący. – Ale jakiś zdystansowany jest w stosunku do mnie. Wiesz, jak tylko wróciłem z kadry to latał za mną jakby mu ktoś motorek w dupę wsadził, że się stęsknił za swoim Siuraczkiem, czy dalej wpierniczam tyle monte, wiesz, standard. A ze dwa tygodnie temu nagle stop, jakby mu ktoś prąd odciął. Nie to, że ze mną w ogóle nie rozmawia, ale jak ma wybór, to nigdy nie wybiera mnie. – Westchnął cicho. – I trochę brzmię jak zakochana piętnastolatka, ale cisza ze strony Igły jest co najmniej dziwna. A ta cisza szczególnie, bo ma jakiś podtekst, na sto procent.
– Stary, nie wiem, co mam ci powiedzieć – mruknął Nowakowski. – Nie jestem tam z wami, nie wiem, jak to wygląda. Może po prostu Igła ma jakieś problemy w domu, nie wiem, chory dzieciak, obrażona żona, może po prostu chce ci dać spokój, bo w końcu jesteś w Resce nowy.
Patrzył na przyjaciela, orientując się nagle, że ten go wcale nie słucha, wpatrzony w jakiś punkt przed siebie, z lekko otwartymi ustami. Dźgnął go lekko w żebra, ale Kurek nawet nie zareagował.
Spojrzał w tamtą stronę. Drobna kobieta z długimi, jasnymi włosami siedziała na brzegu piaskownicy, cierpliwie bawiąc się z na oko trzyletnim blondynkiem. Zmarszczył brwi. Miał niejasne wrażenie, że ją znał, że już ją kiedyś widział.
Bartek drgnął obok niego, zacisnął dłonie w pięści.
– Kuraś, co jest? – spytał niepewnie Nowakowski. Atakujący powoli wypuścił powietrze z płuc.
– Albo ona się sklonowała, albo, kurwa, Anika jest w Rzeszowie – syknął.
– Anika? Kto to?
Bartek prychnął cicho.
– Myśl, baranie. Anika, dziewczyna, przez którą spieprzyłem z Bełchatowa – mruknął.
– Czekaj, ona jest z dzieckiem – zaczął niepewnie Piotrek. – Czyli kogoś sobie znalazła, skoro zdążyła urodzić dzieciaka.
Kurek wstał powoli, zagryzając wargi. Nie patrzył na przyjaciela, wpatrywał się w jasne włosy dziewczyny, doskonale mu znane, wciąż długie i lekko kręcone. Wpatrywał się w małego blondynka, nie mając wątpliwości, kim było dziecko.
– Nie wiem, czy z kimś jest – mruknął. – Ale... ale to jest chyba, kurwa, mój syn.

Usłyszała kroki na wysypanej liśćmi ścieżce. Odruchowo podniosła głowę.
Stał przed nią, niedaleko, wciąż tak samo wysoki i wysportowany, wciąż wpatrzony w nią przenikliwymi, niebieskimi oczami. Oczami, które patrzyły na nią codziennie z buzi jej syna.
– Chryste – jęknęła. Za Kurkiem przybiegł Nowakowski, stając obok przyjaciela, zdezorientowany i jakby wystraszony. Spojrzała w dobrze znaną sobie twarz, ale nie mogła odczytać żadnych emocji.
– Anika.
Bała się, znowu chciała uciec. Kacper spojrzał na siatkarza z zainteresowaniem.
– Miałam nadzieję, że jakoś uda mi się na ciebie tu nie trafić – mruknęła, uciekając wzrokiem, wyciągając zabawkowy samochodzik w stronę chłopca.
– Anika... to on? – spytał cicho Kurek. Nie patrzyła na niego, przyglądała się małemu blondynowi, uśmiechając się blado. Czuła na sobie intensywny wzrok dwóch siatkarzy.
– To jest Kacper – powiedziała w końcu. Atakujący westchnął głośno, zerkając na chłopca. Maluch instynktownie podniósł oczy. Takie same oczy.
Z wrażenia cofnął się o krok. Jeśli kiedykolwiek miał jakieś wątpliwości, to teraz właśnie się rozwiały. Nie mógł oszukać nikogo, nie mógł oszukać samego siebie. Miał syna, miał syna z Aniką.
– Ile... ile ma lat? - spytał niepewnie.
– Trzy - odparła krótko, wciąż na niego nie patrząc. – Urodził się ósmego sierpnia, jeśli cię to obchodzi.
– W ćwierćfinał na Igrzyskach – mruknął za jego plecami Nowakowski. Zacisnął dłonie w pięści.
– Nie jestem aż tak nieczuły – warknął. Wstała, wreszcie na niego spojrzała, ostro, nieprzyjemnie. Nie jak Anika, którą znał. Nie była już cicha, posłuszna, uległa, nauczyła się walczyć o swoje. Sam ją tego nauczył.
– Pokazałeś to, jak wywaliłeś mnie z mieszkania, kiedy ci powiedziałam – odpowiedziała. – Chciałeś coś konkretnego czy wpadłeś się przywitać, po trzech latach ciszy?
Zawahał się, przygryzając wargi. Spojrzał na chłopca, cały czas wpatrującego się w niego z ciekawością w niebieskich oczach. Spojrzał na jego matkę, Anikę, ze skrywanym bólem błyskającym gdzieś w zielonych tęczówkach.
Przecież kiedyś ją kochał. W jakiś dziwny, poplątany, szczeniacki i zaborczy sposób, ale ją kochał. A przez te trzy lata dojrzał, zmienił się.
Czy był gotów na ojcostwo? Na pewno nie. Ale był gotów spróbować naprawić swoje relacje z Aniką.
– Trzy lata temu zapytałem cię, czy pozwoliłabyś mi wrócić. Odmówiłaś. A dziś?
Mówił cicho, starając się panować nad rozedrganym od emocji głosem.
Patrzyła mu prosto w oczy, stojąc naprzeciwko. Nigdy nie zapomniał jej oczu.
– Dziś cię w ogóle nie znam, Bartek – odparła. – I na pewno nie zna cię mój syn.
– Nasz syn – poprawił ją. Westchnęła cicho, zerkając na chłopca. Znudził się obserwowaniem siatkarza, jeździł samochodzikiem po obramowaniu piaskownicy, śmiejąc się do siebie.
Nie chciała go widzieć, nie chciała go w swoim życiu, bo Kurek kojarzył jej się tylko z bólem. Ale jednocześnie tęskniła za nim, jego śmiechem, zapachem, dotykiem. Przez ponad trzy lata nie przestała za nim tęsknić, tylko stłumiła w sobie to uczucie, zajęta synem.
Stłumiła w sobie miłość, której nigdy nie pozbyła się z serca, która nagle wróciła, kiedy Kurek stał przed nią, wściekły i zagubiony jednocześnie, starszy, zmieniony, ale nadal ten sam, nadal jej Bartek, przy którym tak lubiła się budzić i zasypiać.
Nie przestała go kochać. Ale zaczęła go nienawidzić.
– Nie, Bartek – powiedziała cicho. – Pozbawiłeś się jakichkolwiek praw do Kacpra w momencie, w którym dałeś mi godzinę na zniknięcie z twojego życia.
Wzięła chłopca na ręce, pomimo protestów przerywając zabawę, odwróciła plecami i pomaszerowała przed siebie, starając się ignorować krzyki Bartka.
Nowakowski zaciskał dłonie na ramionach przyjaciela, nie pozwalając mu pobiec za Aniką.
– Daj spokój, stary, to nic nie da – powiedział Piotrek.
– Anika, czekaj! – wrzasnął Kurek, wyrywając się. Widział, jak przyspieszyła kroku. Przestał się szarpać, spojrzał zrezygnowany na piaskownicę, w której jeszcze przed chwilą bawił się chłopiec o ślicznych, niebieskich oczach.
Plątał się w sobie, w swoich myślach, sprzecznych emocjach. Nienawidził jej, nie chciał dzieci, nie chciał odpowiedzialności, bał się tego wszystkiego. Ale nie potrafił zapomnieć spojrzenia dziecka, ufnego, zaciekawionego. I nie potrafił zapomnieć oczu Aniki.
Nienawidził jej, za tę ciążę, za ucieczkę, za własne niepowodzenia. Nienawidził jej.
Ale przecież ją kochał.

~*~
Właściwie to miałam dodać dopiero w poniedziałek, ale narodziny mojej siostrzenicy są chyba niezłym powodem, żeby przyspieszyć rozdział.
Więc jest Bartuś, Anika i Kacper, a w tym prawdziwym świecie od dzisiaj jest też Patrycja:)

6 komentarzy:

  1. Rety.
    Gdy ostatnio chodziłam ulicami tego miasta, sama byłam jak "a co jeśli spotkam Go tu teraz?". To było straszne, więc po części rozumiem Anikę. Tylko, że u niej to pewnie było bardziej intensywne, bolesne, przepełniające strachem. Może przez te lata nauczyła się być bardziej twardą i odważną, ale na pewno nie była dzięki temu przygotowana na spotkanie z Bartkiem.
    Boże, co za paradoks. Uciekając przed sobą, spotkali się. Jej tu przecież miało nie być, powinna być w Warszawie, a on... on i Resovia? Abstrakcja. A jednak spotkali się tam, gdzie ich nie powinno być. Złośliwość losu czy przeznaczenie? Życie postanowiło sobie z nich zadrwić czy daje im ostatnią szansę?
    Czy po tym wszystkim będą ze sobą umieli normalnie porozmawiać?
    Jejku, Grin, tak wiele pytań! Chcę trójeczkę, sofort!
    Pięknie to piszesz. Niezmiennie jestem zachwycona Twoim stylem! Aaa, i żebyś nie przegapiła, wpadnij do jedynki, bo tam też coś zostawiłam.
    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trójka napisana czeka sobie na komputerku:) ale to musi być jakiś besser Zeit czy coś:)
      Anika łatwo w życiu nie ma, Rzeszów miał dać wolność i nowy start, a dał jej Bartka. Głupi zbieg okoliczności.
      kocham<3

      Usuń
  2. No i przepadłam. Ja wiem, jest póki co zupełnym schwarzcharakterem, nawet nie próbuje być za bardzo grau, ale przepadłam, już po pierwszej scenie spotkania po meczu Skry było po mnie. Bartkowy w 100%, całkowita mieszanka nastrojów i szczeniackie zagrania.
    A rozmowa z Piotrkiem, cudownie zwyczajna, jakby wyjęta prosto z rzeczywistości.Gratuluję.
    Bez wątpienia mój ulubiony Bartek. Czekam na więcej niecierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę obiecać jedno: Bartek nie będzie biały. Na pewno
      dziękuję bardzo i bardzo się cieszę, że tu jesteś:)

      Usuń
  3. Witaj!
    Co mnie tu sprowadza? No cóż, nie ukrywam, że zawsze czekam na Twoje komentarze pod moimi rozdziałami. Szczególnie Twój pierwszy komentarz na blogu bardzo mnie urzekł. Dziękuję Ci za te wszystkie miłe słowa, pełne zrozumienia. Twoja słowa pod 'wyjaśnieniem' też były dla mnie ważne, miałam wielkiego banana na twarzy i stwierdziłam, że chyba obie jesteśmy tak samo dziwne.. hmm.. tylko czy to aby na pewno my jesteśmy dziwne?
    Po Twoich komentarzach stwierdziłam, że Twoje opowiadania też muszą być równie dobre. No i są dobre, nawet bardzo.Znaczy się, przeczytałam to, powyżej. Zrobiłam to wczoraj wieczorem. Popłakałam się, przyznaje. Takie prawdziwe jest to opowiadanie, takie szczere. Brak idealizacji Bartka. Jest wciąż dobrym siatkarzem, ale jednocześnie ma wady, nawet wielkie i jego zachowanie jest przykre. Nie opisujesz pół-boga, a w rzeczywistości, chociaż są to bohaterowie w pewnym sensie narodowi, nie są oni też ideałami. Słabość, walka, prawda, realność, brak przesadnej słodkości - takie jest życie, a ja najbardziej lubię czytać o życiu, a nie o słodko-pierdzącym niby-bycie, którego nikt tak naprawdę nie wiedzie.
    Kocham to opowiadanie, naprawdę. Urzekające, świetnie napisane, intrygujące. Dlatego boli mnie to, że pod Twoimi rozdziałami są tylko 3-4 komentarze. Są takie opowiadanie, które nie dorastają Twojemu do pięt, ba! do niczego one nie dorastają, a mają po 20ileś komentarzy.. Dla mnie takie zjawisko jest niepojęte. Niestety, bywa tak.. Widać liczba komentarzy nie jest żadnym wyznacznikiem jakości, a pisać warto dla paru osób i dla siebie.
    Pisz, pisz, bo robisz to świetnie. Dziękuję!

    Życzę też dużo zdrowia i szczęścia dla Twojej siostrzenicy i siostry!

    Pozdrawiam,
    Zuzek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to ja mam giga banana na twarzy, bo ktoś, kto pisze tak niesamowicie, zajrzał do mnie, zdecydował, że warto zostawić po sobie ślad, że to nie jest tak do szczętu koszmarne:)
      Jeśli chodzi o bycie dziwnym to się nie wypowiadam, bo nie raz udowadniałam sobie i całemu światu, że dziwna jestem. Bardzo :D
      Staram się nie idealizować Bartka, nawet wręcz przeciwnie, i cieszę się, że się udaje:)
      dziękuję bardzo za miłe słowa, dziękuję w imieniu siostry i małej:)

      Usuń